Być człowiekiem w okrutnych czasach

Niecały miesiąc przed przeczytaniem powieści „Eszelon do Samarkandy” zmierzyłam się z „Głodem” Martína Caparrósa. Wyznam wam, drodzy czytelnicy, że owo zestawienie było dziełem najzwyklejszego w świecie przypadku. Ale czy podobne przypadki nie bywają nad wyraz wymowne? Reportaż Caparrósa w przejmujący, bezpośredni sposób atakuje nasz spokój ducha, opowiadając o tym, że co roku z powodu niedożywienia umierają 3 miliony ludzi.

Akcja „Eszelonu do Samarkandy” toczy się w latach dwudziestych ubiegłego wieku, więc rozgrywające się w powieści wydarzenia możemy oglądać z pozornie bezpiecznej perspektywy historycznej. Z ogarniętego klęską głodu Powołża zostaje wysłany specjalny pociąg ewakuacyjny, mający zawieźć 500 dzieci do Uzbekistanu. Guzel Jachina opowiada więc o czasach klęski wywołanej polityką terroru, zapoczątkowaną przez rewolucję z 1917 roku.

Wojna i głód zrodziły niezliczone rzesze sierot. Wydawać by się mogło, że to one będą głównymi bohaterami „Eszelonu do Samarkandy”, jednak autorka zdecydowała inaczej. To osoby odpowiedzialne za transport dzieci, a szczególnie młody, ale już mocno doświadczony przez wojnę Diejew, wysuwają się na pierwszy plan. Ich rozterki, dylematy moralne stanowią oś fabuły, a zaprawdę problemów rozwiązać muszą wiele, gdyż nakarmienie, odzianie setek dzieci w pogrążonym w chaosie i głodzie kraju to zadanie, jakiemu mogliby nie sprostać najwięksi współcześni superbohaterowie.

Pisarka tworzy świat ludzi złych i okrutnych, ale niepozbawionych ludzkich odruchów i współczucia. Wspominany wyżej Diejew to osobnik mający na sumieniu wiele grzechów, ale zdolny również do czynów heroicznych, dostrzegający wartość życia jednostki i wierzący, że: „Człowiek rodzi się, aby się pocić w pracy, jeść jabłka, chodzić boso po trawie, kłócić się, godzić, kochać kogoś i komuś pomagać, budować, naprawiać – oto do czego. Nie do leżenia nago w bratniej mogile z dziurką w czaszce”.

„Eszelon do Samarkandy” to powieść drogi, dynamiczna i wypełniona nagłymi zwrotami akcji. O jej sile decyduje jednak nie tempo fabuły, ale interakcje pomiędzy poszczególnymi postaciami. Autorka zgromadziła w powieści całą zgraję dusz potępionych i przeklętych, lecz w jakiś sposób tęskniących za odkupieniem. Czy uratowanie pięciu setek dzieci zapewni im rozgrzeszenie? Czy owa niesamowita arka Noego osiągnie miejsce przeznaczenia?

Tym, czego momentami brakowało mi w powieści, była zbytnia anonimowość małych bohaterów. Wprawdzie dwójka z nich miała możliwość opowiedzenia własnej historii, ale przez większość czasu dzieci przelewały się przez stronice książki niczym anonimowy tłum. Domyślam się jednak, że pisarka postanowiła inaczej rozłożyć akcenty historii i nie można odmówić jej opowieści spójności.

„Eszelon do Samarkandy” to wciągająca, poruszająca powieść, którą momentami czyta się jednak wyjątkowo ciężko, która gryzie od wewnątrz, szarpie wnętrznościami i poczuciem spokoju, która nie daje o sobie zapomnieć. Wydaje mi się, że powyższe słowa wystarczą jako najlepsza rekomendacja dla książki, szczególnie jeśli wy, drodzy czytelnicy, chcecie mierzyć się z niełatwymi, ale ważnymi tematami.

Po odłożeniu powieści na bok pozostaje oczywiście pytanie: co dalej? Czy opisywane w książce wydarzenia, będące przecież fikcją, ale fikcją niosącą w sobie historyczną prawdę, znajdują przełożenie na kształt naszego współczesnego świata? Guzel Jachina twierdzi, że jak najbardziej, zaś współczesna Rosja nadal nie potrafi rozliczyć się ze swoimi demonami przeszłości.

Jeśli znacie i cenicie inne powieści autorki, koniecznie po „Eszelon do Samarkandy” sięgnijcie. Jeżeli pisarka jest postacią zupełnie wam nieznaną, również zachęcam do zapoznania się z jej twórczością.


Wydawnictwo Noir sur Blanc
Tłumaczenie: Henryk Chłystowski, Magdalena Hornung
Data wydania: 27 wrzesień 2023
Liczba stron: 500
Recenzja ukazała się na stronie Lubimy Czytać.

Komentarze

Popularne posty