WOLNOŚĆ, PO CO NAM WOLNOŚĆ?

Snucie fantazji na temat alternatywnych wersji historii w powieściach i filmach nie jest zjawiskiem, jakie narodziło się wczoraj. Tutaj napomknę tylko, że do moich ulubionych produkcji nadal zaliczają się „Strażnicy” (oczywiście posiadam też komiks, na podstawie którego powstała powyższa ekranizacja). Philip Dick podobne zabiegi stosuje choćby w „Człowieku z Wysokiego Zamku”, którego akcja toczy się w świecie, gdzie II Wojnę Światową wygrały Niemcy, Japonia i Włochy.

„Radio Wolne Albemuth” wydaje się jeszcze bardziej przewrotne, bowiem w roli jednego z narratorów pisarz umieszcza samego siebie. W stworzonym przez niego fikcyjnym świecie jego książki sprzedają się całkiem nieźle, a on sam wiedzie spokojny i dostatni żywot. Drugim bohaterem powieści jest przyjaciel autora, Nicholas Brady. Początkowo sfrustrowany i niespełniony, staje się odbiornikiem sygnałów, docierających do niego z kosmosu, od tajemniczego tworu zwanego Valis. Dzięki przesłanym mu wizjom zmienia swoje życie, stając się dobrze prosperującym producentem muzycznym.

Czasy jednak do spokojnych nie należą, bowiem do władzy w Ameryce dochodzi Ferris F. Fremont (Wojciech Mann we wstępie wspomina, że trzy pierwsze litery jego imienia i nazwiska można odczytywać jako ‘666’). To okres powszechnej inwigilacji i donosicielstwa, zaś każdy polityczny przeciwnik zostaje szybko i bezlitośnie zlikwidowany.

Philip Dick nie stworzył wprawdzie powieści dynamicznej i porywającej (co nie powinno dziwić miłośników jego twórczości), jednak postawiona przez niego diagnoza społeczeństw pozostaje niestety nad wyraz aktualna. Pisarz z dużą przenikliwością ukazuje, jak tyrani umacniają swoją władzę za pomocą zastraszania poszczególnych jednostek i całych grup społecznych.

Dick wplata w fabułę gnostyckie teorie i elementy chrześcijańskiej teologii, co w połączeniu z koncepcją kontaktującej się z Ziemianami obcej istoty czyni „Radio Wolne Albemuth” pozycją równie przedziwną, jak zaskakującą. Jest też powieść pisarza wyjątkowo przygnębiającym doświadczeniem, a jej lekturze towarzyszy poczucie przemijania i nieuchronnego końca.

Wojciech Mann w bardzo ciekawym wstępie zachęca do zapoznania się z książką autora „Ubika”. Ja muszę przyznać, że nie jest to lektura, którą pochłonie się w jeden dzień i która zachwyci czytelnika. Odnoszę jednak wrażenie, że miłośnicy Dicka (szczególnie ci, których przypadła do serca trylogia „Valis”), to późne dzieło pisarza powinni koniecznie poznać.



Wydawnictwo Rebis
Seria: Dzieła wybrane Philipa K. Dickau
Tłumaczenie: Tomasz Bieroń
Data wydania: 21 czerwiec 2022
Liczba stron: 352
Recenzja ukazała się na stronie Lubimy Czytać.

Komentarze

Popularne posty