Triumf entropii

W serii Wehikuł Czasu wyszły już 22 pozycje. Przyznam, że rzadko zdarza się seria, którą przeczytałam prawie w całości (nie licząc opowiadań Philipa Dicka, lecz jego dzieła kolekcjonuję w innych wydaniach). Zawsze, jednak kiedy w opisie książki pojawia się określenie „arcydzieło”, zaczynam podchodzić do niej wyjątkowo nieufnie. W przypadku „Umierając, żyjemy”, moje obawy okazały się jednak całkowicie nieuzasadnione, a opowieść o życiu Davida Seliga pochłonęła mnie bez reszty, fascynując i niepokojąc jednocześnie.

Roberta Silverberga fanom science fiction przedstawiać chyba nie trzeba. Jest to bowiem wielokrotny zdobywca nagród Hugo, Nebuli i Locusa, członek Science Fiction and Fantasy Hall of Fame. Kiedy w 1972 roku pisał „Umierając, żyjemy”, był mniej więcej w moim wieku. Być może z tego względu historia stworzonego przez niego bohatera wydała mi się równie bliska.

Naturalnie nie posiadam i nigdy nie posiadałam zdolności telepatycznych, jakimi obdarzony został David Selig. Któż z nas jednak nie chciałby władać podobnymi mocami? Umiejętność wnikania do umysłów innych osób dla naszego bohatera już od początku wydaje się jednak mocno kłopotliwa. Nie ułatwia mu ona kontaktu z innymi ludźmi, wręcz przeciwnie – czyni zeń osobnika nad wyraz wyalienowanego i sfrustrowanego.

Selig opowiada o swoim życiu z perspektywy mężczyzny wkraczającego w wiek średni. Mężczyzny przegranego, niepotrafiącego nawiązać z nikim trwałych więzi emocjonalnych ani znaleźć stałej pracy. Nie zdziwię się więc, że dla niektórych czytelników bardzo intymne wynurzenia postaci mogą okazać się zbyt męczące i nużące. Na domiar złego bohater, który przez cały czas uznawał swój dar telepatii za przekleństwo, zaczyna swą moc powoli tracić.

Historia Davida przeistacza się w opowieść o powolnym uświadamianiu sobie własnej kruchości i śmiertelności: „Co udowadnia smutna historia tego człowieka? Niewytłumaczalne zanikanie tak niegdyś znacznych mocy. Malejące impulsy. Pewien rodzaj śmierci, przy której ofiara ciągle jeszcze żyje. Czy nie jestem jednym z poległych w wojnie z entropią? Czy nie przechodzę w stan ciszy i bezruchu na waszych oczach? Czy moje cierpienie nie jest oczywiste i przejmujące? Kim będę, kiedy przestanę już być sobą? Umieram, walcząc. Samorzutny rozpad. Niweczy mnie przypadkowy zbieg okoliczności. I staję się nicością”.

Być może nie zabrzmię w tej chwili przekonująco, stwierdzając, że opowieść Silverberga dostarcza czytelnikowi ukojenia. Nie jest lektura łatwa i przyjemna, a jednak umożliwia ona pogodzenie się ze stratami, których w różnych momentach swego życia doświadczamy. Tym samym dla mnie „Umierając, żyjemy” to jedna z najistotniejszych pozycji, jakie wyszły w serii Wehikuł Czasu i z pewnością jeszcze do niej powrócę.


Wydawnictwo Rebis
Seria: Wehikuł czasu
Tłumaczenie: Maria Korusiewicz
Data wydania: 25 styczeń 2022
Liczba stron: 264
Recenzja ukazała się na stronie Lubimy Czytać.

Komentarze

Popularne posty