Mrok już na nas czeka

Święta, Święta i po Świętach. Być może wielu z nas znalazło pod choinką prezenty książkowe, a część oddała się kulinarnej i literackiej rozpuście. Kto oglądał „Straszny dom” z drugiego sezonu serialu „Miłość, śmierć i roboty”, ten wie natomiast, że Święty Mikołaj, chociaż przynosi prezenty tylko grzecznym dzieciom i dorosłym, może być niewiele piękniejszy od filmowego Obcego. Serię Alien skończyłam jednak już wcześniej, dlatego w świątecznym czasie czekały na mnie inne potworności, mianowicie udałam się do światów zdominowanych przez Przedwiecznych.

Cthulhu – któż z nas go nie zna? Przerażający, olbrzymi, wszechmocny. Jego ojcem jest oczywiście H.P. Lovecraft, lecz nawiązania do stworzonej przez pisarza mitologii odnajdziemy u wielu późniejszych pisarzy. „Szaleństwo Cthulhu” gromadzi opowiadania zainspirowane jednym z najważniejszych dzieł amerykańskiego pisarza – „W górach szaleństwa”. Jeśli nie pamiętacie go dobrze, oczywiście nic straconego. Otwiera ono antologię, a przełożył je oczywiście niezawodny Maciej Płaza.

Chociaż nie powinno oceniać się książki po okładce, to ilustracje Macieja Kamudy, szczególnie okładka utrzymana w lekko psychodelicznym nastroju, robi duże wrażenie. Szukałam ostatnio koszulki z motywem Cthulhu i chętnie kupiłabym jedną z podobną grafiką. Zresztą publikacja została jak zwykle świetnie wydana, co jest chyba znakiem firmowym Vespera.

Przejdźmy jednak do treści. W przypadku zbiorów opowiadań często pada sformułowanie, że prezentują one nierówny poziom. Trudno ukryć, że podobny zarzut można postawić „Szaleństwu Cthulhu”. Dużo zależy oczywiście od naszych oczekiwań. „W górach pomroczności” Arthura C Clarke’a to krótka, żartobliwa wariacja na temat twórczości Lovecrafta, co jednych rozbawi, a innych lekko zniesmaczy. Któż bowiem widział Przedwiecznych, siadających z zwykłymi śmiertelnikami do herbatki z mleczkiem?

Niech nas jednak nie zwiedzie powyższe opowiadanie, bowiem historii parodiujących opowieści o Przedwiecznych będzie tu jak na lekarstwo. Być może jeszcze „Shoggoth z Fillmore”, opowiadający o grającym psychodelicznego rocka zespole, którego członkowie nadużywają dragów, niesie w sobie posmak groteski, jednak dalsze opowieści są już utrzymane w zdecydowanie poważniejszym tonie. Przygotujcie się więc, że będzie plugawo, zaś wszystko oblepi wszechobecna czarna maź.

Które historie zapadły mi najbardziej w pamięć? Z pewnością była to „Artemida o stu piersiach” Roberta Silverberga, która miała najlepiej poprowadzoną akcję oraz najciekawszych, najbardziej wiarygodnych bohaterów. Na tle innych opowiadań wypadała subtelnie i intrygująco, pozostawiając przestrzeń do rozważań na temat ludzkich religii. Równie ciekawie prezentuje się „Opowieść psiego opiekuna” Donalda Tysona z zapadającym w pamięć zakończeniem, czy „Panienka”, gdzie J. C. Koch świetnie wykreował postać mrocznej i krwiożerczej femme fatale. Moją uwagę zwróciły również opowiadania „Kantata” i „Ciepły”, które, chociaż dość lakoniczne, okazywały się intrygujące i poruszające.

Nie sposób ukryć, że „Szaleństwo Cthulhu” adresowane jest przede wszystkim do fanów Lovecrafta. Piękne wydanie będzie z pewnością elegancko prezentować się na półce obok innych książek. Ale czy opowiadania innych twórców zrobią równie wielkie wrażenie, co dzieła autora „W górach szaleństwa”? W to niestety śmiem powątpiewać.


ZA EGZEMPLARZ RECENZENCKI SERDECZNIE DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU VESPER

Wydawnictwo Vesper
Data wydania: 30 listopad 2021
Liczba stron: 552

Komentarze

Popularne posty