I nie było już nikogo...

Zastanawiam się, kiedy jest najlepsza pora, żeby sięgnąć po książki o wyprawach arktycznych. Być może najodpowiedniejsze ku temu pozostaje lato, gdy żar leje się z nieba. A może właśnie nasza umiarkowanie sroga zima sprzyja czytaniu historii rozgrywających się za kołem podbiegunowym? Bez względu jednak na to, kiedy sięgniecie po "Na zawsze w lodzie", pozycja ta może zmrozić was do głębi.

Być może niektórzy z Was kojarzą "Terror" Dana Simmonsa. Ta trzymająca w napięciu powieść grozy opowiadała o zmaganiach nieszczęsnych marynarzy z wszechmocną przyrodą i nieuchwytnym potworem. Jeśli opowieść zrobiła na was równie duże wrażenie, co na mnie, powinniście zastanowić się nad sięgnięciem po wydaną po raz pierwszy w 1987 roku książkę Owena Beattie i Johna Geigera.

19 maja 1845 roku John Franklin razem z liczącą 128 członków załogą wyruszył na statkach Erebus i Terror w poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego. Dwie wspaniałe jednostki parowe wyposażono w najnowocześniejsze wynalazki techniki, znane w ówczesnej epoce. Suto zaopatrzono je również w prowiant, w tym konserwy, mające wystarczyć aż na trzy lata podróży. Oba statki żegnano w przeświadczeniu, że przedsięwzięcie te nie może się nie powieść.

Trzy lata później członkowie wyprawy ciągle nie dawali znaku życia. Zdecydowano się wtedy na wysłanie ekspedycji ratunkowych, stało się również jasne, iż nikłe są szanse na przeżycie kogokolwiek z załogi. Miało minąć jednak ponad sto lat do momentu, kiedy odkryto przyczyny katastrofy ekspedycji i odnaleziono wraki obu statków. W latach osiemdziesiątych dwudziestego wieku badacze dokonali ekshumacji zwłok marynarzy, zaś rezultaty badań, szczegółowo opisane w książce, rzuciły nowe światło na tragedię wyprawy Franklina.

"Na zawsze w lodzie" opowiada o tym, jak poszczególne wyprawy starały się dociec prawdy, a książkę czyta się chwilami jak niezwykle wciągającą powieść detektywistyczną. W "Wojnie światów" Wellsa najeźdźców z Marsa pokonały ziemskie bakterie. Okazuje się, że nierzadko za upadkiem wielkich stoją przyczyny z pozoru błahe i banalne.

Jeszcze kiedy byłam w szkole podstawowej, bardzo chętnie czytałam o dokonaniach Roalda Amundsena. Norwegowi udało się jako pierwszemu przebyć Przejście Północno-Zachodnie, a w historii zapisał się jako zdobywca bieguna południowego. Pamięć o wyprawach arktycznych obejmuje jednak nie tylko zwycięzców, lecz i tych, którym się nie powiodło. Dzieje marynarzy z Erebusa i Terroru ciągle przerażają i poruszają wyobraźnię współczesnych.

"Na zawsze w lodzie" była swego czasu bestsellerem, chożiaż określenie to skutecznie już odstraszyło mnie od niektórych książek. Opatrzony przedmową Margaret Atwood reportaż okazuje się jednak na tyle rzetelny i wciągający, że sięgnąć po niego mogą również osoby, które wcześniej historią wyprawy Franklina nie były zainteresowane. Uświadamia nam ona dobitnie, że mijają stulecia, a nieszczęśnicy z Erebusa i Terroru ciągle tkwią zaklęci w lodzie.


ZA EGZEMPLARZ RECENZENCKI SERDECZNIE DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU BO.WIEM

Wydawnictwo Bo Wiem
Seria: Mundus
Tłumaczenie: Aleksander Gomola
Data wydania: 25 maj 2021
Liczba stron: 336

Komentarze

Popularne posty