Świat bez człowieka

Listopad sprzyja refleksjom na temat przemijania i śmierci. Nic dziwnego, bowiem pogoda nie należy do najprzyjemniejszych. Nie dość, że coraz szybciej robi się ciemno, to jeszcze zimno i często pada. Cóż, powiedzieć, że nie cierpię tego miesiąca, to nic nie powiedzieć. Chociaż trzeba zaznaczyć, że długie jesienne wieczory sprzyjają czytaniu książek.

Wróćmy jednak do zagadnienia przemijania. W "Wehikule czasu" główny bohater przenosi się w pewnym momencie miliony lat w przyszłość, a po powrocie opisuje świat, jaki tam zastał: "Tak podróżowałem, zatrzymując się w wielkich odstępach czasu, przeskakując po tysiąc i więcej lat, pchany naprzód rządzą zbadania tajemniczego losu Ziemi, wpatrując się ze szczególnym zaciekawieniem, jak na zachodzie rośnie coraz większe i posępniejsze Słońce – jak na starej Ziemi opada fala życia. Wreszcie, w więcej niż trzydzieści milionów lat od dzisiejszych czasów, ogromna, do czerwoności rozżarzona kopuła Słońca zajmowała już blisko dziesiątą część nieba".

Powyższy fragment z powieści Wellsa od razu przyszedł mi na myśl, kiedy wzięłam do ręki książkę Davida Farriera "Za milion lat od dzisiaj". Już sam tytuł sugeruje czytelnikowi, że oto mamy do czynienia z refleksją nad tym, co zostanie po ludzkim gatunku. Czy za milion lat znajdzie się ktoś, kto odkopie ślady naszej cywilizacji, tak jak my dokopujemy się do kości dinozaurów?

Żeby spojrzeć w przyszłość, trzeba jednak najpierw obejrzeć się za siebie. Autor nie zaniechał oczywiście tego kroku, przyglądając się minionym okresom zlodowaceń bądź wcześniejszym wymieraniom. Czytając w księdze przeszłości, np. w informacjach ukrytych w lodzie pokrywającym Antarktydę, uzyskuje się cenne informacje, pozwalające przewidywać, jak mogą wyglądać następne stulecia.

Antropocen zmienił planetę w zastraszającym tempie. Osoby, które czytały takie pozycje jak "Szóste wymieranie", zdają sobie sprawę ze skali zmian w różnych ekosystemach, wywołanych przez działalność Homo sapiens. Farrier porusza oczywiście szeroko powyższe zagadnienie, snując bardzo swobodnie swoją refleksję na temat wymierania koralowców, zanieczyszczenia środowiska plastikiem, problemu składowania odpadów postnuklearnych czy zapadania się miast.

Refleksja autora nad naszą żarłoczną cywilizacją przybiera charakter bardziej filozoficzny, czy wręcz poetycki niż naukowy. Tym samym po książkę mogą sięgnąć osoby, obawiające się zderzenia z niezrozumiałą, trudną literaturą popularnonaukową. Oczywiście wnioski, do jakich dojdziemy, mogą okazać się niełatwe. Niepohamowany ludzki apetyt w końcu nie będzie miał się czym wyżywić, zabraknie słodkiej wody czy piasku do budowy milionów kilometrów autostrad lub gigantycznych miast-molochów.

Przyglądając się przedmiotom, które nas otaczają, można zastanowić się, ile z nich przetrwa dłużej niż my sami, ile przeobrazi się w skamieliny przyszłości. Lektura "Za milion lat od dzisiaj" podobnym rozważaniom sprzyja, szczególnie że urzeka erudycja i wyjątkowo lekki styl autora, swobodnie poruszającego się po różnych dziedzinach wiedzy oraz żonglującego literackimi przykładami.

Wydaje mi się, że dla czytelników, lubiących tak jak ja sięgać po literaturę postapokaliptyczną, książka Farriera jest pozycją obowiązkową. Zresztą zainteresowanie podobnymi powieściami nie jest oczywiście warunkiem koniecznym. "Za milion lat od dzisiaj" to kolejna znakomita pozycja z serii Mundus, jaką dostajemy w nasze ręce.


ZA EGZEMPLARZ RECENZENCKI SERDECZNIE DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU BO.WIEM

Wydawnictwo Bo Wiem
Seria: Mundus
Tłumaczenie: Aleksander Gomola
Data wydania: 12 październik 2021
Liczba stron: 304

Komentarze

Popularne posty