Śladami krwiożerczej bogini

Kiedy na rynku pojawia się nowa pozycja Dana Simmonsa, prawie na pewno po nią sięgnę. Nie inaczej rzecz się przedstawia w przypadku debiutanckiej powieści autora "Hyperiona". Tyn bardziej, że wznowienie "Pieśni bogini Kali" wygląda nader efektownie. Na okładce widzimy roznegliżowane bóstwo o krągłych biodrach i gęstych, czarnych włosach, dzierżące w dłoniach miecze i czaszki. Niechybnie czeka nas podróż do krainy brudu, plugastwa i przemocy.

Nim przejdę do książki, w kilku słowach odniosę się do tezy zawartej w posłowiu. Piotr Gociek twierdzi, iż Simmons to pisarz wyjątkowo różnorodny. Zgadzam się z nim całkowicie, bowiem spod pióra amerykańskiego autora wychodzą zarówno dzieła science fiction, jak i powieści historyczne, a on sam wyjątkowo konsekwentnie ucieka przed zbyt łatwym zaszufladkowaniem.

Cenię Simmonsa głównie za "Hyperiona" i "Terror", nie obawiam się jednak sięgać po inne pozycje, chociaż nie wszystkie w równym stopniu mnie zadowalają. "Pieśń bogini Kali" wciągnęła mnie od pierwszych stron, stanowi to więc chyba jak najlepszą rekomendację dla powyższego tytułu. Okazał się on idealną propozycją dla osoby, pragnącej dynamicznej, mrocznej i nieco przytłaczającej historii.

"Latem 1977 roku wędrowałem po Indiach przez siedem tygodni wraz z innymi nauczycielami dzięki stypendium Fulbrighta" - opowiadał w jednym z wywiadów Simmons. Obraz Kalkuty, wykreowany w powieści, to jej najmocniejsza strona. Oto wkraczamy do miasta - istnego jądra ciemności, spowitego miazmatami przemocy, szaleństwa i ohydy. To kraina, w której rządzi okrutna Kali, a jej słudzy składają bogini krwawe ofiary.

Indie sprawdzają się doskonale jako scena powieści grozy bądź science fiction. W posłowiu wspomniano naturalnie "Indianę Jonesa i świątynię zagłady", która swego czasu rozpalała wyobraźnię młodszych i starszych odbiorców. Jednak o nieco inne dzieła mi chodzi. Nawiązania do mitologii indyjskiej znajdziemy zarówno u Rogera Zelaznego w "Panu światła", jak i w "Rzece bogów" Iana McDonalda. Nie jest moją intencją sporządzanie kompletnej listy podobnych tytułów. Nie trzeba być jednak wyjątkowo bystrym obserwatorem, żeby zauważyć, iż postać bogini Kali to wyjątkowo atrakcyjny motyw dla pisarzy.

Bohater powieści Simmonsa Robert Luczak przybywa do Kalkuty wraz z żoną i maleńką córeczką. Pragnie odnaleźć i opublikować najnowszy poemat wybitnego, lecz uznanego za zmarłego poety - M. Dasa. Nietrudno się domyślić, że nasz bohater zostanie wplątany w tajemniczą, niebezpieczną intrygę i przyjdzie mu stanąć oko w oko ze zjawiskami przerażającymi, niewytłumaczalnymi, pociągającymi i odrażającymi jednocześnie.

Jak wspomniałam wyżej, akcja opowieści jest wartka, zaś postacie wyraziście nakreślone. Niestety historia okazuje się dość przewidywalna i łatwo domyślić się, jakimi torami się potoczy. Nie psuje to jednocześnie przyjemności lektury, gdyż Simmons w swoim debiucie daje się poznać jako pisarz sprawny, umiejętnie budujący napięcie. Patrząc pod tym kątem na "Pieśń bogini Kali", jest to dzieło nad wyraz satysfakcjonujące.

Najwięcej moich zarzutów dotyczy niestety zakończenia powieści. Sprawia ono wrażenie całkowicie nieprzemyślanego, doklejonego niezgrabnie do całości. Nie jestem pewna, czy pomysł pochodził od samego autora, czy został narzucony przez wydawcę, pragnącego zwiększyć sprzedaż książki. Wielka szkoda, gdyż końcówka niszczy wydźwięk owej mrocznej, przytłaczającej i nieco klaustrofobicznej historii.

Czy "Pieśń bogini Kali" uważam za pozycję obowiązkową dla fanów Simmonsa? Owszem, warto po nią sięgnąć. Z pewnością znajdą się osoby, w szczególności fani grozy, których gęsta i ciężka atmosfera debiutanckiej powieści zachwyci.


ZA EGZEMPLARZ RECENZENCKI SERDECZNIE DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU VESPER

Wydawnictwo Vesper
Tłumaczenie: Janusz Ochab
Data wydania: 14 kwiecień 2021
Liczba stron: 288

Komentarze

Popularne posty