Kot zawsze spadnie na cztery łapy

Całkiem możliwe, że gdyby ziścił się scenariusz z książki Genki Kawamury, swoich rozmyślań na temat jego dzieła nie byłabym w stanie z różnych powodów spisać. Może inaczej, nie potrafiłabym podzielić się nimi w sposób, do którego przywykliśmy my - użytkownicy Facebooka i Instargrama, zatapiający codziennie swe nosy w smartfonach. Nie będę jednak zdradzać, dlaczego doszłam do podobnego wniosku. Może sami domyślicie się, jakiego elementu zabrakło w wielkiej układance naszej współczesności.

Bohater "A gdyby tak ze świata zniknęły koty?" to młody człowiek, postawiony w sytuacji granicznej. Całkiem niespodziewanie dowiaduje się, że oto zostało mu niewiele życia... parę dni, tygodni, miesięcy? Sytuacja dobrze znana z innych dzieł literackich, lecz właśnie literatura rozpościera przed nami możliwości niedostępne dla naszej szarej rzeczywistości. Młodego listonosza odwiedza zatem diabeł i proponuje swoisty pakt: sprzeda mu dodatkowy dzień życia, ale ze świata należy usunąć jedną, lecz nie byle jaką rzecz.

Cieszę się, że książka Kawamury pozostaje opowieścią wyjątkowo intymną, skupioną na głównym bohaterze. Dzięki temu nie zastanawiamy się nad prawdopodobieństwem niektórych zdarzeń i ich konsekwencjami społecznymi (chociaż naprawdę ciekawa bym była, co by się stało, gdyby ze świata wyeliminowano pieniądze). Świat znika dla bohatera, gdyż on sam musi zniknąć dla świata. W takiej sytuacji nieuchronne staje się przewartościowanie swego życia i refleksja nad rzeczami, które naprawdę się liczą.

Być może wyda się wam teraz, iż powyższa powieść to dzieło przytłaczające i ponure. Nic bardziej mylnego! Trudno chyba o przygnębiającą książkę, w której pojawia się kot i diabeł. Tym bardziej, że sam czort nie jest tryskającym siarką i ogniem piekielnym demonem, lecz zakręconym, nieco zabawnym i złośliwym jegomościem, którego mógłby doskonale zagrać Johny Depp, przynajmniej za czasów, kiedy występował w "Piratach z Karaibów".

Kocur Kapustek też nie ustępuje zabawnemu biesowi kroku, ale o tym, jeśli chcecie, przekonajcie się sami. Nie jest może tak charakternym stworzeniem jak Behemot z "Mistrza i Małgorzaty", lecz doskonale udowadnia, iż koty to często zdecydowanie ciekawsi bohaterowie niż ludzie. Oglądaliście może serial "Miłość, śmierć i roboty"? Tam zagładę na świat sprowadziły kicie, które nauczyły się otwierać puszki z jedzeniem. Oj, w tej sytuacji sam czort by sobie nie poradził!

Przyznać muszę, że rzadko sięgam po podobne książki. Obawiam się bowiem, iż przypadnie mi w udziale dzieło ckliwe, uciekające się do emocjonalnego szantażu. Kawamura czasem niebezpiecznie blisko zbliża się do owej granicy, lecz zawsze udaje mu się wyjść obroną ręką. Dzięki udanemu połączeniu smutku i ironii, opowieść o życiu młodego listonosza skłania do refleksji nad własnym życiem. Tym bardziej, że funkcjonujemy w świecie, gdzie elektroniczne media przejmują kontrolę nad naszym istnieniem.

Skłamałabym, gdybym stwierdziła, że "A gdyby tak ze świata zniknęły koty?" jest moją ulubioną pozycją z Serii z Żurawiem. Trafiła jednak w idealny moment, dlatego przeczytałam ją z dużą przyjemnością. W chwili, gdy człowiek ze wszech stron bombardowany jest niepokojącymi wiadomościami, opowieść Kawamury pomaga oderwać się od szarej, ponurej rzeczywistości. I stwierdzić, że czasem lepszym sposobem spędzenia czasu okazuje się rozmowa z bliską osobą bądź wyjście na spacer. A może niektórzy dojdą do wniosku, że najlepiej jest rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady?


ZA EGZEMPLARZ RECENZENCKI SERDECZNIE DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU BO.WIEM

Wydawnictwo Bo.wiem
Seria z Żurawiem
Tłumaczenie: Seria z Żurawiem
Data wydania: 17 luty 2021
Liczba stron: 160

Komentarze

Popularne posty