Czy można ufać artystom?

Lubię wracać do lektur, które czytałam kilkanaście lat temu, a które niegdyś wzbudzały mój niekwestionowany zachwyt. Nie inaczej rzecz się przedstawia w przypadku Kurta Vonneguta, więc niezmiernie cieszy mnie fakt, że dzieła amerykańskiego autora wydawane zostają po raz kolejny w nowej, spójnej szacie graficznej. Wprawdzie mawia się, iż okładka nie ma znaczenia, liczy się ino treść, lecz dlaczego by dzieło literackie nie mogło cieszyć również naszych oczu?

Jeśli po powyższym wstępie wyznam, że „Sinobrodego” wcześniej nie czytałam, pewnie wzmianka o powrocie do starych książek wyda wam się niepotrzebna. Nie da się jednak rozpatrywać jednego dzieła w odosobnieniu, zaś napisaną w 1987 roku powieść można uznać za wyjątkową w dorobku autora. Fikcyjna biografia malarza Rabo Karabekiana to istna mozaika różnych wątków, łącząca w sobie opowieści o nowojorskich ekspresjonistach abstrakcyjnych z wyrywkami z czasów II Wojny Światowej czy wspomnieniami o rzezi Ormian.

Przez karty powieści przetacza się korowód postaci niczym w „Melancholii” Jacka Malczewskiego. Ich losy mieszają się z sobą, tworząc typowy dla Vonneguta literacki chaos. Trudno chwilami stwierdzić, z czego lub z kogo ów przewrotny szyderca żartuje. Czy drwi z malarzy abstrakcyjnych i ich skłonności autodestrukcyjnych? Czy może spogląda z uśmiechem na wielbicieli sztuki figuratywnej i ich ograniczone horyzonty myślowe? Jednoznacznej odpowiedzi z pewnością nie dostaniemy, lecz „Sinobrody” zmusi nas do zastanowienia się nad tym, dlaczego jedne dzieła popadają w zapomnienie, podczas gdy inne są warte miliony.

Dla bohatera powieści, samotnego i wiodącego nieco pustelnicze życie Rabo Karabekiana, przypadkowe spotkanie z ekscentryczną wdową stanie się okazją do ponownego przyjrzenia się własnemu życiu. Ale bądźcie ostrożni, drodzy czytelnicy, gdyż u Vonneguta niezbyt wiadomo, co jest prawdą, a co autokreacją i zmyśleniem. I zapewne do samego końca będziecie zastanawiać się, co kryje się w owianym mgiełką tajemnicy spichrzu na kartofle.

Mimo wszystko są rzeczy dla amerykańskiego pisarza i zdeklarowanego pacyfisty niezmienne. Jego słowa brzmią niezwykle przejmująco, gdy pisze: „Po wszystkim, co mężczyźni zrobili kobietom, dzieciom i innym bezbronnym stworzeniom na kuli ziemskiej, nie tylko każdy obraz, ale każdy utwór muzyczny, każdy posąg, dramat, wiersz i książka, każde dzieło mężczyzny powinno oznajmiać jedną jedyną rzecz: »Ta przemiła planeta nie należy się takim potworom jak my. Poddajemy się. Dajemy za wygraną«”.

Na koniec pozwolę sobie odrobinę pomarudzić, gdyż odnoszę wrażenie, że na tle innych powieści Vonneguta „Sinobrody” okazuje się historią zbyt rozwlekłą i przegadaną. Cóż, być może autor „Kociej kołyski” przyzwyczaił mnie do zwięzłości wypowiedzi, za którą ukrywa głębię treści. Nie zaliczę więc historii Rabo Karabekiana do grona moich ulubionych dzieł Vonneguta, jednak miłośnicy twórczości pisarza z pewnością powinni po nią sięgnąć.


Wydawnictwo Zysk i S-ka
Seria: Vonnegut
Tłumaczenie: Michał Kłobukowski
Data wydania: 13 październik 2020
Liczba stron: 392
Recenzja ukazała się na stronie Lubimy Czytać.

Komentarze

Popularne posty