Ciemności, krocz ze mną

Czy możecie ufać mojemu słowu, drodzy czytelnicy, jeśli stwierdzę, że jakaś książka mnie zachwyciła? Jakimże subiektywnym zjawiskiem jest zachwyt! Co jednych oczaruje, innych odrzuci. Na pewno znajdą się osoby, które po literaturę grozy nigdy nie sięgną. Dziś jednak postaram się nakreślić kilka słów o książce, co owe podziały gatunkowe przekracza.

Kto czytał "Ćmę" Jakuba Bielawskiego, ten po części wie już, czego się można spodziewać. Rozgrywająca się w cieniu Gór Sowich opowieść to według mnie najlepsza polska powieść grozy roku 2019. I piszę to jako osoba, mająca do niektórych wątków historii pewne zastrzeżenia. Trudno mi się jednak oprzeć powieściom, napisanym pięknym językiem, w których rytm i brzmienie słów odgrywają tak istotną rolę. Nic dziwnego, że po "Dunkela" sięgnąć musiałam, chociaż me czytelnicze oko kieruje się obecnie w nieco odmienne rejony.

"Mam na imię Dunkel. Jestem Dunkel. Opowiem ci teraz o tym, co wydarzyło się wcześniej, o tym, co widziałem i słyszałem, bo widziałem i słyszałem to wszystko, o czym będę mówił. Niczego nie zmyślę, niczego nie dopowiem. Musisz mi wierzyć, innej prawdy nie ma i nie będzie" - tymi słowami rozpoczyna się opowieść, która przenosi czytelnika na Dolny Śląsk, do roku 1945. W owej rzeczywistości mieszają się ze sobą dzieje przesiedleńców i wypędzonych, i to ona zdeterminuje losy głównych bohaterów: Frani, Franciszka, Kazi i Władka.

Malowanie nokturnów to bardzo niewdzięczne zajęcie. Trzeba bowiem odpowiednio niuansować czernie, by pośród ciemności oczy nasze wychwyciły pożądany obraz. Jakub Bielawski wprowadza nas do świata mroku, rzadko rozświetlanego przez jaśniejsze akcenty. Początkowo autor tak umiejętnie balansuje na pograniczu grozy i groteski, że jego powieść nie męczy, nie przytłacza. Analogie malarskie nasuwają się mimowolnie, pozwolę więc podzielić się skojarzeniami, jakie miałam w trakcie lektury. Kiedy czytałam o pochodzie pogrążonych w smutku postaci, podróżujących przez kolejne stronice książki, przed oczyma stawały mi obrazy jednego z moich ulubionych malarzy - Witolda Wojtkiewicza. To na jego płótnach królują zjawy bezcielesne, komiczne i tragiczne jednocześnie, pozbawione jakoby własnego ciężaru, które w każdej chwili mógłby porwać wiatr.

Im głębiej jednak wnikamy w świat powieści, tym mrok staje się gęstszy. Tu już historię należy dawkować, pozwolić sobie na chwilę oddechu, żeby nie utknąć w gęstej niczym smoła narracji. Tym bardziej, iż opowieść pozbawiona zostaje prawie całkowicie dialogów. Akcji nie napędzają poszczególne zdarzenia, ponieważ czas powieści nie ma kształtu linearnego. Losy ojców i ich dzieci zapętlają się, powtarzają w szaleńczym, acz ponurym tańcu.

Wyobrażam sobie Dunkela rozmytego, nieokreślonego, nieco strasznego, a nieco - koślawego i śmiesznego. Mógłby być diabłem lub też zwykłym człowiekiem. Mógłby istnieć wiecznie, albo zamknąć swój żywot w kilkudziesięciu naznaczonych cierpieniem latach. Mógłby być wszechmocny bądź porażająco słaby. Mógłby wreszcie namalować go Wojtkiewicz.

"Dunkiel" to opowieść o tym, jak kolejne pokolenie dziedziczą po swoich przodkach ciemność i zło. Poszczególne jednostki są jak nanizane na sznurek większej historii kukiełki. Realizują jedynie wpisane w geny przeznaczenie, te małe pionki na szachownicy dziejów. Czasem oświetli je zbłąkany promyk światła, ale jasność, w odróżnieniu od mroku, nie ma władzy absolutnej w świecie.

Lektura każdej książki jest zawsze ściśle związana z innymi czytelniczymi doświadczeniami. Pozwolę sobie więc na osobistą refleksję, bowiem nie tak dawno odłożyłam na półkę reportaże z Rwandy. Niełatwe to było doświadczenie, ale skoro w posłowiu Wojciech Gunia przywołuje Levine'a i Holocaust, pójdę o krok dalej. Niech "Dunkel" będzie dla mnie zamknięciem pewnego etapu, w którym przebywałam w świecie ciemności. Drążenie w dziejach poszczególnych narodów nierzadko okazuje się jak grzebanie w otwartej ranie. I kiedy wnikamy zbyt głęboko, możemy dojść do wniosku, że ciemność zawsze powróci, bez względu na to, czy zostaniemy w Europie, czy przeniesiemy się do małego afrykańskiego kraju.

Zgadzam się z autorem, że "Dunkel" nie jest odpowiedni dla młodzieży, co jeszcze osiemnastu lat nie skończyła. Cóż, jeśli będziemy kierować się podobnymi obliczeniami, ja mogę pokusić się o powtórną lekturę książki. Powrócę jeszcze raz do tego, o czym napisałam we wstępie - "Dunkel" zachwyca pięknem języka, rytmem i brzmieniem słów. Nie da się go łatwo zaszufladkować, na jedną półkę gatunkową położyć. Polecić mogę więc spokojnie nie tylko miłośnikom grozy, o ile gotowi są oni na spotkanie oko w oko z ciemnością.


ZA EGZEMPLARZ RECENZENCKI SERDECZNIE DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU VESPER

Wydawnictwo Vesper
Data wydania: 30 września 2020
Liczba stron: 340

Komentarze

Popularne posty