Jądro ciemności

„Biały człowiek, chcąc komuś powiedzieć coś miłego — pisze Karen Blixen w „Pożegnaniu z Afryką” - napisałby: «Nigdy cię nie zapomnę». Mieszkaniec Afryki mówi: «Nie wyobrażamy sobie, abyś mógł o nas kiedykolwiek zapomnieć»”.

Jakie elementy budują obraz Afryki, malujący się w głowach Europejczyków, Polaków? Jak postrzegamy Czarny Ląd? Obawiam się, że historia tego kontynentu zostaje w szkołach przedstawiona nieco zbyt ogólnikowo. „Ziemia dyktatorów” wypełnia więc pewną lukę, prezentując najnowszą historię Afryki w sposób jak najbardziej syntetyczny i ciekawy. Kiedy zagłębimy się w dzieje współczesnych afrykańskich państw, ciężko nam będzie o nich zapomnieć.

Paul Kenyon to wieloletni korespondent wojenny i dziennikarz polityczny BBC, zdobywca nagrody BAFTA. W „Ziemi dyktatorów” skupił się na kilku krajach Czarnego Lądu, takich jak Kongo czy Gwinea Równikowa, gdzie po odzyskaniu niepodległości do władzy doszli dyktatorzy. Przedstawił też pokrótce, jak okradano afrykańskie ziemie z ropy czy diamentów i jakie konsekwencje miała owa grabież dla mieszkańców tamtych regionów.

Pod koniec książki autor wyznaje: „Większość piszących o Afryce staje przed wyborem. Albo oglądają cały kontynent z najwyższego punktu, na jaki mogą się wspiąć, śledzą bieg każdej wielkiej rzeki, aby zobaczyć rozwój ludzi i wydarzeń w fascynującej, złożonej historii Afryki, albo zanurzają się w gęstwinę dżungli i skupiają na jednej rzadkiej barwnej roślinie, preparując jej każde włókno pod mikroskopem, a z jednostkowych wydarzeń składają sens całości. Próbowałem połączyć te dwa ujęcia, stąd wiele zawdzięczam różnym autorom i materiałom źródłowym”.

„Ziemia dyktatorów” okazuje się mozaiką relacji różnych osób, bohaterów książki. Wielka historia miesza tu się z małymi, osobistymi dramatami mieszkańców Afryki. Z willi Mugabego przenosimy się więc wprost do chaty Martina Oldsa — białego właściciela ziemskiego, zabitego przez podpitych bandytów. Podobny sposób narracji z pewnością dynamizuje książkę, lecz jej lektura wymaga od czytelnika sporej uwagi. Oczywiście nie jest to żadne novum i do podobnych zabiegów uciekają się inni reporterzy, jednak tutaj wspomniane przeskoki zdawały się momentami zbyt duże i jest to chyba największy zarzut, jaki mogę postawić „Ziemi dyktatorów".

Sposób dojścia do władzy poszczególnych przywódców przywodził mi momentami na myśl losy Waltera White'a z „Breaking Bad”. Wybaczcie mi owo daleko idące porównanie, jednak gdy przyjrzymy się historii Roberta Mugabe, będącego w młodości subtelnym intelektualistą, trudno zrozumieć, w jaki sposób podobny człowiek mógł przeobrazić się w pozbawionego skrupułów potwora.

Odnoszę wrażenie, że oskarżycielki palec wymierzony został głównie w dawne mocarstwa kolonialne (i ich spadkobierców oczywiście). To one traktowały Afrykę jako ziemię niczyją, z której mogą czerpać bez ograniczeń, nie oglądając się na miejscową ludność. To one wytyczyły granice, ignorując dawne podziały plemienne i przeobrażając tym samym Czarny Ląd w tykającą bombę. Nie będę nawet wspominać o akceptacji dla poszczególnych dyktatorów, gdyż o tym, jak niewiele się w tym zakresie zmieniło, przeczytać możemy w reportażu „Złe wieści. Ostatni wolni dziennikarze w Rwandzie”.

„Ziemia dyktatorów” to świadectwo tego, jak skomplikowane sieci łączą świat współczesnej polityki. Libia Kaddafiego wysyłała broń oddziałom IRA i krajom walczącym z Izraelem. Fakt ten oraz terror, jaki dyktator wprowadził we własnym kraju, nie przeszkodził fotografować się u jego boku politykom pokroju Tony'ego Blaira czy Nelsona Mandeli. Zresztą szlachetnych wyjątków, takich jak ambasador USA w Gwinei Równikowej John Bennet, ze świecą szukać, zaś większość bojowników o wolność słowa czekał smutny los, o czym świadczy uwięzienie pisarza Dawita Isaaka z Eryrtei.

W rozmowie z jednym z Libijczyków Kenyon zapytał, dlaczego Król Królów Afryki określany jest także pseudonimem Farmer. „Bo jesteśmy jego zwierzętami, Paul, i może z nami zrobić, co zechce" - usłyszał w odpowiedzi. Trudno chyba o bardziej dosadne podsumowanie dziejów Czarnego Lądu i dlatego wyprawa, w jaką zabiera nas autor „Ziemi dyktatorów", przeobraża się w podróż do samego jądra ciemności.

Czy potrafimy zrozumieć ludy Afryki, niemające demokratycznych tradycji, z perspektywy demokratycznego społeczeństwa? Z całą pewnością książka Paula Kenyona może nam w tym pomóc. Pozwala też uświadomić sobie zagrożenia, wiszące nad europejskimi krajami, w których dokonuje się „zwrot na prawo i stopniowa erozja demokracji". Również z tego względu uważam „Ziemię dyktatorów" za bardzo ważną pozycję, wartą poznania.


Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
Tłumaczenie: Joanna Gilewicz
Data wydania: 16 września 2019
Liczba stron: 480
Recenzja ukazała się na stronie Lubimy Czytać.

Komentarze

Popularne posty