Co dwa klony, to nie jeden

Rzadko która powieść otrzymuje aż trzy nagrody w dziedzinie fantastyki: Hugo, Nebulę i Jupitera. W 1976 roku udało się to Kate Wilhelm i jej książce "Gdzie dawniej śpiewał ptak". Autorka przenosi nas do ponurego uniwersum przyszłości, w którym Ziemia zdewastowana zostaje przez katastrofy klimatyczne, zaś ludzkość wymiera na skutek nawracających plag chorób. Jedyną nadzieją w tym chylącym się ku upadkowi świecie pozostaje klonowanie ludzi i zwierząt.

Pierwsze sklonowane zwierzę, owca Dolly, przyszło na świat w 1996 roku, ale temat klonowania był obecny w literaturze science fiction już od dawca. Pojawia się w wydanej w 1948 roku powieści "Świat Nie-A", gdzie co prawda cały proces powstawania identycznych ciał nie został do końca wyjaśniony, lecz jego wynikiem było powstanie serii klonów. Oczywiście przykładów mogłabym podać więcej, ale nie są one w tym momencie istotne.

W 1968 roku brytyjski pisarz Gordon Rattray Taylor wydał książkę "The Biological Time Bomb", w której przepowiadał dalszy rozwój biotechnologii. Pojawiają się tam również rozważania nad naturą klonów: czy będzie łączyć je szczególna więź, czy w grupie będą działać sprawniej? Pisarze science fiction w swych powieściach podjęli podobną tematykę. Zastanawiali się, jakie mogłyby być psychologiczne konsekwencje powstania identycznych istot. Problem ten przewija się m.in. w opowiadaniach "Dziewięć żywotów" Ursuli le Guin czy "Cloned Lives" Pameli Sargent.

Jak wspomniałam wyżej, w powieści "Gdzie dawniej śpiewał ptak" wizja przyszłości nie należy do nazbyt optymistycznych. Początkowo spoglądamy na losy ludzkości z szerszej perspektywy, chociaż wszelkie przerażające, mrożące krew żyłach obrazy ukryto przed czytelnikiem. Dzięki temu opowieść Kate Wilhelm zyskuje bardziej kameralny, nieco poetyki wymiar. Z czasem horyzont zdarzeń się zacieśnia i porzucamy wszelkie okropności dziejów, żeby skupić się na losach garstki ocalałych.

U Kate Wilhelm obrazy zmieniają się jak w kalejdoskopie. Kojąca, ale też niepokojąca bliskość lasu, opustoszałe miasta - człowiek mógłby poczuć się w ich obliczu nędzny i maluczki. Ta niezwykle oszczędna, wypełniona pejzażami opowieść nie kreuje wprawdzie pełnokrwistych, rozbudowanych postaci, zmusza jednak do rozmyślań nad prawem jednostki do samostanowienia czy władzą, jaką może roztaczać większość nad pojedynczym obywatelem. Dzięki połączeniu indywidualnego i społecznego wymiaru wykreowana przez amerykańską pisarkę antyutopia nadal porusza i niepokoi.

Przyznać muszę, że w innych pozycjach z nurtu fantastyki ekologicznej dostrzec mogę ślady powieści Wilhelm. Dzieje się tak zarówno w przypadku "Nakręcanej dziewczyny" Paolo Bacigalupiego czy trylogii MaddAddam Margaret Atwood. A zatem uniwersalność "Gdzie dawniej śpiewa ptak" sprawia, że najnowsza pozycja z serii Wehikuł Czasu pozostaje książką wartą poznania.

ZA EGZEMPLARZ RECENZENCKI SERDECZNIE DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU REBIS

Wydawnictwo Rebis
Seria: Wehikuł czasu
Tłumaczenie: Jolanta Kozak
Data wydania: 21 lipca 2020
Liczba stron: 296

Komentarze

  1. Ja spodziewałam się tu więcej hard sf dotyczącej klonowania, ale i tak zaintrygowało mnie nowe społeczeństwo opisane przez autorkę. I przesłanie jest nadal aktualne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że podobnych oczekiwań nie miałam :) Przesłanie jest aktualne, bo można je odnieść do roli jednostki w społeczeństwie - czy ma prawo do samostanowienia, niezależności? A to pytanie pewnie jeszcze długo pozostanie ważne.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty