Zawód szarlatan

Przyznać muszę, że zdarza mi się dość często narzekać na stan służby zdrowia, szczególnie jeśli przychodzi człowiekowi czekać w długiej kolejce do specjalistów. W trakcie lektury „Szarlatanów” wiele razy wzdychałam jednak z wdzięcznością, iż żyję w czasach współczesnych i nie muszę wybierać kuracji aplikowanych przez dawnych medyków.

„Wyobraź sobie, że zmagasz się z uporczywym bólem głowy. Która z poniżej wymienionych metod zwalczania bólu odpowiada ci najbardziej?
1. Rozżarzone, rozgrzane do czerwoności żelazo przykładane do skroni do momentu przypalenia skóry.
2. Skropienie czoła wrzącym olejem, który wywoła obumarcie i złuszczenie się naskórka.
3. Papka ze sproszkowanego lśniącozielonego chrząszcza nałożona na głowę i pozostawiona do czasu, aż skóra pokryje się bąblami, z których zacznie sączyć się wydzielina.
4. Ibuprofen, drzemka w domowym zaciszu i pokój na świecie.”


Jeśli w trakcie czytania powyższego fragmentu poczuliście dreszcz strachu, wierzcie mi, że to jedynie preludium do ogromu dziwactw i okropieństw, jakie zrodziły się w umysłach naszych przodków. Opisy z tyłu okładek bywają zwykle lekko przesadzone, lecz w stwierdzeniu, iż „Szarlatani” są książką „dla ludzi o mocnych nerwach”, kryje się zaskakująco dużo prawdy. Z jednej strony pozycja ta pozostaje wyjątkowo wciągająca, z drugiej – przyswojenie bardziej przemawiających do wyobraźni fragmentów tekstu wymaga chwili oddechu.

Pozwólcie mi jednak wyjaśnić, dlaczego dana książka zwróciła moją uwagę. Ze względu na brak miejsca na półkach (chyba największa zmora książkoholika) przerzucić się musiałam na ebooki i audiobooki. „Szarlatani” nie mają jednak wydania elektronicznego, a skusiły mnie opinie zachwalające warstwę graficzną książki. I zaprawdę grafikowi, który składał publikację, należą się słowa uznania! Wydanie obfituje bowiem w ciekawe ilustracje i zdęcia, zaś układ tekstu pozostaje wyjątkowo klarowny i przejrzysty. Jednym słowem, miło trzyma się „Szarlatanów” w dłoni.

Kiedy zgłębiamy się w treść książki, robi się chwilami nieco mniej przyjemnie. Dzięki bardzo klarownemu podziałowi na poszczególne rozdziały (m.in. rośliny i gleba, zwierzęta, tajemne moce) bez trudu odnajdziemy interesujące nas zagadnienia. Chcecie poznać sekrety lewatywy? Proszę bardzo: „Lewatywy z dymu tytoniowego przeżyły swoje pięć minut w XVIII wieku, gdy brytyjskie środowiska medyczne zalecały przeprowadzanie ich w pewnym bardzo szczególnym celu: do reanimacji topielców. W tamtych czasach utonięcia w Tamizie zdarzały się tak często, że powstało stowarzyszenie, którego jedynym celem było promowanie reanimacji osób wyłowionych z rzeki. (…) Gdy to następowało, członkowie organizacji skakali tonącemu na ratunek, wyciągali go z rzeki, zdzierali zeń wszystkie ubrania, obracali delikwenta na brzuch, wtykali rurkę do lewatywy w jego odbyt i zaczynali tłoczyć dym za pomocą fumigatora oraz miechów”.

Cóż, przedstawienie podobnych faktów wymagało od autorów dużo dystansu i swoistego poczucia humoru. Zaprawdę w „Szarlatanach” tego nie zabraknie, szczególnie kiedy omawiane są cukierki z kokainą dla dzieci bądź pierwsze wibratory skonstruowane w celach medycznych. Swoją drogą, zastanawiające, jak często diagnozowano niegdyś kobiecą histerię i jak wiele złego zrzucano na wędrujące macice. Kobieto, puchu marny?

„Szarlatani” okazują się pasjonującą lekturą również z innych względów. Oto zyskujemy wgląd w mentalność naszych przodków, ich system wartości. Może warto zastanowić się, ile z tez prezentowanych w książce poglądów przetrwało do naszych czasów? W końcu nadal pragniemy wiecznego zdrowia, młodości, piękna.

Rozdziały poświęcone opiatom dostarczą nam również kilku ciekawostek na temat życia i działalności dawnych twórców. Wśród artystów znalazo się sporo wielbicieli kokainowego wina: „Napój zawojował całe rzesze ówczesnych celebrytów, przyciągając się do powstania dzieł zaliczanych do kanonu literatury końca XIX wieku: Arthur Conan Doyle, Juliusz Verne, Aleksander Dumas, Henryk Ibsen czy Robert Louis Stevenson należeli do zadeklarowanych i zapalonych konsumentów kokainowego wina – przypomnijcie sobie ten fakt, gdy następnym razem będziecie brnęli przez przydługawe dzieła dziewiętnastowiecznych klasyków”.

Powstrzymam się przed cytowaniem kolejnych fragmentów tekstu, chociaż jest to zadanie wyjątkowo niełatwe. Podobnych perełek odnajdziemy bowiem w publikacji całe mnóstwo. Tymczasem „Szarlatani” mogą spocząć na półce, będąc pozycją do której z całą pewnością warto powracać. Szarlatani przecież nie wyginęli, cały czas są wśród nas.

ZA EGZEMPLARZ RECENZENCKI DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU UNIWERSYTETU JAGIELLOŃSKIEGO.

Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
Tłumaczenie: Maria Moskal
Seria #nauka
Data wydania: październik 2019
Liczba stron: 352

Komentarze

  1. Bardzo ciekawa pozycja, szczególnie w kwestii zagłębienia się w inny system wartości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, trzeba przyznać, że jest to arcyciekawa podróż!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty