Miłość – pierwsze słowo Boga

Czy znacie, drodzy czytelnicy, „Głód” bądź „Błogosławieństwo ziemi” Knuta Hamsuna? Proza tego tworzącego w XIX wieku noblisty jest wyjątkowa, stanowi bowiem zapowiedź nurtów, które pojawią się dopiero w następnym wieku. Postacie stworzone przez norweskiego pisarza balansują na granicy dobra i zła, zaś prowadzona w pierwszej osobie narracja odkrywa przed nami najgłębsze zakątki ich psychiki. I chociaż autor został potępiony za swe poglądy polityczne, to do jego dzieł z całą pewnością warto powrócić.

Miłośników literatury skandynawskiej ucieszy fakt, że wydawnictwo Zysk wznowiło w efektownej i eleganckiej oprawie trzy utwory Hamsuna: „Pana”, „Wiktorię” oraz „Marzycieli”. Te z pozoru odległe historie łączy jednak zaskakująco wiele: bohaterowie nadwrażliwi, czujący mocniej, intensywniej, jednostki niepokorne oraz miłość. Różne oblicza miłości. Na potwierdzenie moich słów przytoczę zaś fragment „Victorii”: „Miłość – to pierwsze słowo Boga, myśl pierwsza, jaka przemknęła mu przez mózg. Kiedy rzekł: Niech się stanie Światło! – wtedy stała się miłość. I wszystko, co stworzył, było doskonałe i niczego już nie chciał przetwarzać”.

W powstałym w 1894 roku „Panu” śledzimy losy Thomasa Glahna – jednostki dumnej, upartej, lecz całkowicie bezbronnej w obliczu nieszczęśliwej miłości. Jakże zaskakujące okazują się zmiany nastrojów głównego bohatera, jakże nieprzewidywalne pozostaje jego zachowanie! I wreszcie – jakże odmiennie ów miłośnik przyrody postrzega sam siebie, podczas gdy inni widzą w nim jedynie osobnika chmurnego, porywczego i nieokrzesanego. Podobny sposób ukazania postaci czyni opowieść Hamsuna niezwykle nowatorską, zaś czytelnik musi głowić się, gdzie kryje się prawda o przedstawionych w historii wydarzeniach.

Napisana cztery lata później „Wiktoria” to dzieje nieszczęśliwej miłości między biednym, lecz utalentowanym Janem a pochodzącą z wyższych sfer Wiktorią. Być może to historia w swojej prostocie dość typowa, lecz Hamsun mówi o niej z dużą wrażliwością i wyczuciem. Również tutaj główny bohater popada w skrajne emocje, od euforii po rozpacz, w zależności od nadziei, jaką daje mu wybranka serca. Osobowości nakreślone w „Wiktorii” – w porównaniu z wcześniejszym dziełem – to jednostki dość stonowane, mimo iż relacje między nimi ukazane zostały w wyjątkowo żywy i barwny sposób.

Najstarsza z zamieszczonych tu nowel – „Marzyciele” (1904) – okazuje się najbardziej przewrotną i niejednoznaczną w swej wymowie. Również tutaj Hamsun tworzy nietuzinkowego, skłóconego ze światem bohaterka – telegrafistę Rolandsena, w szerszym gronie postrzeganego jako żartownisia i niepoprawnego flirciarza, potajemnego konstruktora wynalazków, motywowanego uczuciem do wybranki serca. Czy uda mu się osiągnąć wymarzony cel? Głównym atutem powieści jest na pewno wspomniana wyżej postać, ale też bogata gama indywiduów oraz ich wzajemne relacje.

Dla tych, którzy uwielbiają delektować się piękną frazą, powyższe spotkanie z prozą norweskiego noblisty będzie prawdziwą ucztą. Oczywiście znajdą się również tacy czytelnicy, dla których styl Hamsuna wyda się zbyt przestarzały, wręcz anachroniczny. Osobiście jednak zachęcam każdego miłośnika literatury, a prozy skandynawskiej w szczególności, żeby spróbował owych dzieł dawnych, lecz ciągle zaskakująco aktualnych.


Wydawnictwo Zysk i S-ka
Data wydania: 5 maja 2019
Liczba stron: 380
Recenzja ukazała się na stronie Lubimy Czytać.

Komentarze

Popularne posty