Kłamie jak naoczny świadek

„Na ludzką pamięć nie można liczyć. Niestety, również na niepamięć” – stwierdził niegdyś Stanisław Jerzy Lec. Nikt chyba zaś równie finezyjnie nie prowadzi gry z motywem pamięci i zapominania jak Julian Barnes. Autor powraca do niego również w wydanej w 1991 roku powieści „Pomówmy szczerze”, a czyni to wyjątkowo żartobliwie i przewrotnie.

Trójkąt, jakich wiele: on, ona i on. Opowiadają o swojej skomplikowanej relacji w rozmowie z fikcyjnym autorem, próbując przekonać go do swojej wersji wydarzeń. Czytelnik zaś odkrywa powoli, z jak przedziwnymi indywiduami ma do czynienia, oraz zastanawia się, który z bohaterów kłamie. Czy możliwe jest, że każda z relacji różni się tak znacząco? Czy prawdę mówi stateczny, acz nieco nudnawy Stuart, czy też elokwentny lekkoduch Olivier? A może odnajdziemy ją w słowach Gillian?

Są to postacie nieco przerysowane, nie da się ukryć. Szczególnie wyraźnie upodobanie do autokreacji i przesady widać w przypadku wspomnianego wyżej Oliviera. W owym wyolbrzymieniu przywar i słabostek bohaterów oraz w kontraście ich charakterów tkwi jednak siła powieści. I to one decydują w dużej mierze o dynamice akcji.

Fabuła powoli się zagęszcza, staje się coraz ciekawsza. Bohaterowie porzucają powszechnie przyjęte normy zachowania, wplątując się w bijatyki oraz nie dopuszczając do głosu niewygodnych pobocznych świadków. Tym samym „Pomówmy szczerze” udowadnia, iż brytyjski pisarz nie podchodzi do tematyki romansu w sposób schematyczny i konwencjonalny. Wszystkie historie miłosne są przecież z natury banalne, liczy się jedynie sposób, w jaki o nich opowiadamy.

Barnes jak zwykle podsuwa czytelnikowi różne tropy, zwodzi go z wielką przyjemnością. Między wierszami przemyca również refleksje nad zawodem pisarza. Dzieje się tak w chwili, gdy Olivier zastanawia się, na czym polega praca konserwującej obrazy Gillian: „O, radości płynąca z relatywizmu! Nie istnieje coś takiego, jak «prawdziwy» obraz, który czeka, by go odkryć. Czyż nie tak zawsze określałem naszą egzystencję? Możemy skrobać i pluć, i szorować, i wycierać – aż do momentu, gdy uznamy, że oto – dzięki ksylenowi, propanolowi czy acetonowi – stanęła nam przed oczami naga prawda. Popatrzcie, ani śladu muszego gówna!”.

Brytyjski autor potrafi być w swoich opowieściach raz melancholijny, innym razem – żartobliwy i zaskakujący. Każde spotkanie z jego prozą uwodzi jednak czytelnika magią pięknego słowa i głębią refleksji. Jestem przekonana, że miłośnicy jego pisarstwa i tym razem nie będą zawiedzeni, a perypetie trójki bohaterów stanowić będą doskonałą odskocznię od szarej rzeczywistości.

Wydawnictwo Świat Książki
Tłumaczenie: Katarzyna Kasterka
Data wydania: 18 września 2019
Liczba stron: 430
Recenzja ukazała się na stronie Lubimy Czytać.

Komentarze

Popularne posty