Złego sam diabeł nie tyka?

Zdarzają się niekiedy ekranizacje powieści bardziej znane niż sama książka. Z całą pewnością takim przypadkiem jest „Adwokat diabła”. Kiedy słyszymy dany tytuł od razu przychodzi nam na myśl film z 1997 roku z piekielnie dobrą rolą Ala Pacino oraz sympatyczną kreacją młodego Keanu Reevesa, który wprawdzie zadawał się już z siłami nieczystymi, ale jeszcze nie palił miast. Na ile pierwowzór książkowy oraz jego ekranizacja pokrywają się z sobą? Tego, moi drodzy, wam nie zdradzę. Ograniczę się jedynie do ogólnego stwierdzenia, że różnice są i to znaczące.

W mowie naszej funkcjonuje określenie „adwokat diabła” zarezerwowane dla kogoś broniącego złoczyńców. Czy owo powiedzenie świadczy o tym, że w głębi duszy nie wierzymy w działanie systemu sądowniczego? Jeśli targają nami podobne wątpliwości, powieść Andrew Neidermana utraconej wiary z pewnością nam nie przywróci. Oto młody, obiecujący adwokat wygrywa szalenie trudną i niewdzięczną sprawę, a powyższy sukces otwiera przed nim drzwi do wielkiego świata. W firmie rządzonej przez charyzmatycznego Johna Miltona nikt nie przejmuje się takimi drobiazgami, jak wina oskarżonego. Liczy się tylko zwycięstwo za wszelką cenę, a po godzinach dobra impreza.

Szatan nie jest jednak postacią jednoznaczną, o nie! Różnie przedstawiano go w literaturze i sztuce minionych wieków. Czasem snuł się smętnie przez jesienny krajobraz („Przez ogród mój szatan szedł smutny śmiertelnie / I zmienił go w straszną, okropną pustelnię...” pisał Leopold Staff), niekiedy okazywał się „częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro” (jak w przypadku znanego wszystkim dobrze Wolanda z „Mistrza i Małgorzaty”). Andrew Neiderman nawiązuje zaś bezpośrednio do „Raju utraconego” Johna Miltona (zbieżność nazwisk nie jest przypadkowa) i przedstawia Szatana jako ucieleśnienie zła, ale też jegomościa obdarzonego niezwykłą charyzmą i broniącego swych towarzyszy.

Przyznam, iż podchodziłam do książki bez wielkich oczekiwań. Niewiele również pamiętałam z wyżej wspominanego filmu (roli Ala Pacino naturalnie nie dało się zapomnieć). Ów thriller prawniczy, odznaczający się niezbyt skomplikowaną, dość przewidywalną fabułą, okazał się jednak dziełem piekielnie (jakżeby inaczej!) wciągającym, od którego nie sposób się oderwać. Brak tu elementów niepotrzebnych, przypadkowych. Każdy szczegół fabuły znajduje się na swoim miejscu i czemuś służy. Dlaczego kierowca Johna Miltona ma na imię Charon? Zgadza się, jest to jawne nawiązanie do mitycznego przewoźnika dusz, pływającego swoją łódeczką po Styksie.

„Adwokat diabła” pozostawia nas z pytaniem: na ile zło jest sprawką Szatana, a na ile tkwi ono w każdym z nas? Niezbyt oryginalny to dylemat, lecz powoduje, iż powieść Neidermana to nie tylko kawał doskonałej rozrywki, ale utwór dający do myślenia oraz pełen odniesień do dzieł literackich bądź filmowych. Jeśli jesteście tych powiązań ciekawi, Wiesław Kot w szalenie ciekawy sposób przybliża nam owo zagadnienie w posłowiu.

Chciałabym was zniechęcić do lektury, pomarudzić i ponarzekać, ale nie będzie mi to dane. Ta elegancko wydana książka to bowiem doskonała pozycja na wakacje, umilająca czas zarówno upałów, jak i słoty. Jednym słowem, gdzie diabeł nie może, tam swego adwokata pośle!

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Vesper.


Wydawnictwo Vesper
Tłumaczenie: Maciej Machała
Data wydania: 17 lipca 2019
Liczba stron: 336

Komentarze

Popularne posty