Wszystko w rękach naszej matki, Ma Gangi

Zainteresowałam się Indiami w chwili, gdy w moje ręce wpadł „Śalimar klaun” Salmana Rushdiego. Powieść pisarza wielokrotnie wymienianego wśród kandydatów do nagrody Nobla okazała się podróżą do świata fascynującego, barwnego oraz toczonego przez liczne konflikty. Autor „Szatańskich wersetów” opiewał jednak krainę, która dawno odeszła już w przeszłość. George Black natomiast pokazuje nam współczesne oblicze kraju, który wkrótce w liczbie ludności prześcignie Chiny. Pochodzący ze Szkocji pisarz wyrusza na wyprawę śladem Ma Gangi – rzeki matki, bogini, a także „otwartego rynsztoku i fabrycznego ścieku”.

Przyznam, iż początkowo męczyła mnie ilość wątków poruszanych przez autora. Black przeplata bowiem historie spotkanych na swojej ścieżce ludzi z opowieściami o Śiwie i Kali, przeszłość miesza się z teraźniejszością. Dziennikarz wspomina o zafascynowanych duchowością indyjską Beatlesach bądź pisarzach, takich jak Joseph Rudyard Kipling, których losy mocno związane były z Indiami. Wiele uwagi poświęca problemom spowodowanym olbrzymim zanieczyszczeniem Gangesu, a także nękającym kraj konfliktom na tle religijnym.

Pod sam koniec lektury utwierdziłam się w przekonaniu, iż oto mam przed sobą niezwykle ciekawy, lecz równie przerażający reportaż podróżniczy. George Black pozostaje bowiem uważnym i pełnym empatii obserwatorem, lecz obraz, jaki przed nami roztacza, daleki jest od sielankowej wizji znanej chociażby z niezwykle popularnej książki „Shantaram”. Ludzie nie szanują swojej rzeki żywicielki, zaś wszelkie programy oczyszczenia Gangesu są z góry skazane na niepowodzenie w kraju zżeranym przez korupcję.

Jeden z nielicznych działaczy walczących o rzekę, Wir Bhadra Miśra, założył fundację zbierającą „dane na temat zawartości w rzece bakterii grupy coli typu fekalnego. W okresach chudych, gdy stan wody w rzece należy do poziomów najniższych, tak jak w tej chwili, ich ilość może przekraczać normy kilka tysięcy razy. A wszędzie wokół nas pielgrzymi zanurzają się i nurkują pod wodą”. Czy słowa te nie stawiają pod znakiem zapytania zachodniej fascynacji duchowością Wschodu?

Black podróżuje również do Bangladeszu, którego stolicą jest niesamowicie przeludniona oraz zanieczyszczona Dhaka. Pisze o olbrzymich, rozrastających się w szaleńczym tempie slumsach. Daje również do myślenia, gdy rozmawiając z młodymi dziewczynami zatrudnionymi w przemyśle odzieżowym, pyta się je o akcję „Nie sprzedajemy niczego z Bangladeszu”, mającą zapobiegać wyzyskiwaniu tamtejszych robotników. „Gdybyście przestali kupować nasze ubrania, to jak sądzisz, co się z nami stanie? Poumieramy” – słyszy w odpowiedzi.

„Ganges” nie jest łatwą lekturą. Po jej przeczytaniu możemy dojść do wniosku, że świat pełen jest grzeszników, a ludzkość znajduje się o krok od katastrofy, której nie sposób powstrzymać. Czy znajdą się jacyś święci znad Gangesu, którzy zdołają uratować rzekę? Jeśli tak się nie stanie, konsekwencje odczuje cała planeta.


Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
Seria: Mundus
Tłumaczenie: Aleksandra Czwojdrak
Data wydania: maj 2019
Liczba stron: 320
Recenzja ukazała się na stronie Lubimy Czytać.

Komentarze

Popularne posty