Nasza spokojna normalność to tylko pozory

„Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób” – stwierdził Lew Tołstoj w „Annie Kareninie”, a cytat ten można doskonale odnieść do książki Helgi Flatland.

Historia zaczyna się bardzo niewinnie. Oto małżeństwo z trójką dorosłych dzieci oraz wnuczętami wybiera się do Włoch, by uczcić siedemdziesiąte urodziny Sverrego. Sielankę rodzinną zburzy jednak niespodziewane zdarzenie, które sprawi, iż bohaterowie zmuszeni zostaną do spojrzenia na łączące ich więzi z zupełnie innej perspektywy. Wnioski zaś będą niewesołe, gdyż okaże się, że wzajemne relacje zbudowane zostały na wątłych fundamentach – niepewnych schematach, stwarzaniu pozorów. W dążeniu do tego, co społecznie akceptowalne, zatracona została całkowicie umiejętność porozumiewania się ze sobą, jakby poszczególni członkowie familii komunikowali się w obcych językach.

Trójka rodzeństwa, trzy odmienne osobowości. To ich oczyma będziemy patrzeć na wydarzenia, jakie wstrząsną życiem trzypokoleniowej rodziny. Każda relacja nacechowana zostanie innym ładunkiem emocjonalnym, zaś drobne niuanse w oczach różnych narratorów nabiorą zupełnie innej wagi. Owe drobne smaczki decydują, w moim odczuciu, o sile powieści. Każą bowiem czytelnikowi zatrzymać się na chwilę i podumać nad zwodniczością własnej pamięci oraz nad tym, jak bardzo nasza osobowość zniekształca postrzeganie rzeczywistości.

„Współczesna rodzina” jest lekturą trudną, niepokojącą. Przyznam, iż odczuwałam dyskomfort, przedzierając się przez najbardziej intymne myśli bohaterów i grzęznąc w ich kompleksach. Kolejne postacie udowadniają bowiem, że płaszczyk pewności siebie to jedynie ułuda, a głęboko pod powierzchnią każdy skrywa silnie maskowane uprzedzenia. To, co inni biorą za przejaw bezczelności lub arogancji, okazuje się jedynie taktyką obronną. Książka jest więc podróżą w zakamarki, o których na co dzień wolelibyśmy nie wiedzieć, tak jak unikamy myślenia o kurzu i brudzie kryjącym się za dawno nieodsuwaną szafą.

Powieść Helgi Flatland to jednak przede wszystkim trzy postacie niezwykle wiarygodne, autentyczne i pełnokrwiste. Liv, Ellen i Håkon są bowiem osobowościami pięknie zbudowanymi, wielowymiarowymi i, pomimo trawiącego je wewnętrznego rozbicia – niezwykle spójnymi. To wokół ich przeżyć zogniskuje się niespieszna akcja powieści, zmiany w ich psychice będą decydować o dynamice fabuły. Pogłębiające się pęknięcia ich duszy są siłą rozsadzającą opowieść od wewnątrz, sprawiającą, że ta niepozorna, powolna historia przeistacza się w prawdziwy dynamit burzący czytelniczy spokój ducha. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, iż atmosfera „Współczesnej rodziny” ma w sobie pierwiastek niepokojącej aury filmów Bergmana.

Książkę Helgi Flatland polecam osobom, które nie obawiają się konfrontacji z literaturą bolesną, dokonującą wiwisekcji współczesnego modelu życia oraz ukazującą płytkość relacji międzyludzkich. Ta niezwykle oszczędna powieść pozostawia czytelnika z trudnym pytaniem, w jakim stopniu obraz współczesnej, skandynawskiej rodziny niesie prawdę o nas samych. Czy od zniewalających nas schematów da się uciec, czy poza nimi czeka nas nie wolność, lecz kolejny schemat? Jeśli poszukujecie odpowiedzi na podobne pytania, koniecznie sięgnijcie po tę pozycję.

Wydawnictwo Poznańskie
Seria Dzieł Pisarzy Skandynawskich
Tłumaczenie: Karolina Drozdowska
Data wydania: 15 maja 2019
Liczba stron: 350
Recenzja ukazała się na stronie Lubimy Czytać.

Komentarze

Popularne posty