Strach ma dwukolorowe oczy

W mitologiach przeróżnych ludów często pojawiającym się motywem jest opętana przez demona niewiasta bądź kobieta – belzebub, strzyga, ucieleśnienie zła. Świat mitów irlandzkich ma swoje banshee, czyli przybierające kobiecą postać zjawy, pośredniczące między ludźmi a krainą zaświatów. Najbardziej znane japońskie yūrei (duchy zmarłych) to z kolei panie: Oiwa, Otsuyu i Okiku. Wróćmy jednak do rodzimego podwórka, na naszą słowiańską ziemię. Coraz częściej i chętniej pisarze sięgają bowiem po ojczyste mity, interpretując je i przetwarzając na własną modłę. Czym jest tytułowy inkub? Oto przed Państwem uwodzicielski demon, nawiedzający śpiące niewiasty i namawiający je do czynów lubieżnych. Brzmi obiecująco, trudno zaprzeczyć.

Artur Urbanowicz przenosi nas w swojej najnowszej powieści na Suwalszczyznę, do maleńkiej wsi, w której, delikatnie rzecz ujmując, sprawy nie mają się najlepiej. Choroby, samobójstwa, morderstwa to w tej mieścinie chleb powszedni, jakby gdzieś pod ziemią tętniła żyła czystego zła. Atmosferę grozy wzmaga jaśniejące nocami dziwne, zielone światło, którego źródła nie sposób ustalić. Przybywający w tamtejsze rejony młody, dzielny i pioruńsko zakompleksiony policjant Vytautas Česnauskis postara się rozwiązać zagadkę tajemniczych zbrodni. Czy powiedzie mu się w nierównej walce z siłami ciemności?

Akcja powieści toczy się dwutorowo. Jedna część rozgrywa się w czasach współczesnych, druga przenosi nas w przeszłość, do lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Zdarzenia przeplatają się ze sobą, zaś czytelnik powoli buduje z rozrzuconych elementów całość układanki. Czy poznanie prawdy okaże się możliwe? Tajemnic w tej maleńkiej mieścinie ogrom, a autor w posłowiu podsyca jeszcze bardziej atmosferę niepewności. „Nic nie jest takie, jakim się wydaje” - chciałoby się zacytować Henninga Mankella.

„Dlaczego tak lubisz się bać?” - te słowa w „Inkubie” padają jako pierwsze. Tak, bałam się owej książki początkowo, lęk mnie ogarniał okrutny i to nie z powodu monstrów wszelakich zaludniających gęsto karty powieści. Obawiałam się, że "Inkub" okaże się srogim zawodem, gdyż w pierwszej chwili nie zaiskrzyło między nami. Wyjątkowo wolno zawiązująca się akcja, drażniący bohater, którego od pierwszych stron typuje się na pierwszą ofiarę demonów (mam tu na myśli Mateusza, towarzysza naszego szlachetnego policjanta), trącące sztucznością dialogi. Całe szczęście "prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym jak kończy, a nie jak zaczyna" i tu mogę z czystym sumieniem przyznać, że w miarę rozwoju fabuły książka Artura Urbanowicza mnie kupiła. Jej akcja kołuje nad głowami niemrawo niczym smętny ptak, ni to gołąb ni orzeł, żeby rzucić się na nieświadomego czytelnika z impetem wygłodniałego drapieżcy, a ten jak raz cię dopadnie, to nie ma odwrotu – na czas lektury, drogi czytelniku, stracony dla świata jesteś.

"Inkub" zachwycił mnie pięknym obrazem suwalskiej prowincji, tej zabitej dechami wiochy, gdzie "gryka jak śnieg" biała, a demony igrają po szerokich polach i kryją się po nawiedzonych chatach. Szczególnie umiejętnie klimat zbudowany został w migawkach z przeszłości, zaś atmosferę grozy podsycają zabobony i lęki żyjących w odcięciu od świata mieszkańców wioski. Jakby na potwierdzenie mych słów pisarz mruga do czytelnika okiem i wkłada w usta bohatera takie słowa: „Interesuje mnie zwłaszcza coś z przeszłości, z czasów komunizmu. Po to, aby stworzyć bohaterom pewne ograniczenia. Brak prądu, Internetu, komórek i tak dalej. To wiele ułatwia. W dzisiejszych czasach, przy udogodnieniach, jakie mamy, trudno rzuca się bohaterom kłody pod nogi. Dlatego często powtarza się w dreszczowcach motyw braku zasięgu w komórkach”.

Chwała również Arturowi Urbanowiczowi, iż z dużym wyczuciem, bez popadania w ckliwość czy banał, zbudował w „Inkubie” wątki romantyczne. Tym samym losy głównych bohaterów nie są nam obojętne, lecz ich dylematy nie powodują dyskomfortu u czytelnika nieprzepadającego za śledzeniem miłosnych perypetii książkowych postaci. Niezwykle cenna to umiejętność, zwłaszcza jeśli powyższe motywy odgrywają istotną fabularnie rolę. Po raz kolejny potwierdza się stara prawda, że najlepsze historie to takie, w których miłość i nienawiść są bliskimi przyjaciółkami, dwoma stronami tej samej monety.

Od dawna stoję na stanowisku, iż zbyt wielkie oczekiwania mogą zaszkodzić książce. Z tego powodu nie okrzyknę "Inkuba" powieścią doskonałą, gdyż zupełnie innych doznań oczekuję po literaturze rozrywkowej, obfitującej w sprawdzone, lecz powtarzalne motywy i schematy. Proza Artura Urbanowicza od podobnych rozwiązań nie stroni, chociaż nie umniejsza to w żaden sposób przyjemności z jej lektury. Jestem pewna, że dla fanów powieści grozy „Inkub” to pozycja obowiązkowa.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Vesper.


Wydawnictwo Vesper
Data wydania: 3 kwietnia 2019
Liczba stron: 728

Komentarze

Popularne posty