Na granicy dwóch światów

„A cóż ze Stefanem Grabińskim (…)? Powiedzmy pierwiej: habent sua fata libelli. Jakże marzył ów lwowski nauczyciel gimnazjalny o wejściu w świat wielkiej literatury i jak późno przyszło się choć w cząstce ziścić jego marzeniom. Grabiński jest dziś bowiem nie tylko w naszym kraju czytany, ale i obcy znawcy unoszą się nad żywotnością jego dzieła, zapoznawanego przez pół wieku.”

Tak pisał w przedmowie do „Niesamowitych opowieści” z 1974 roku Stanisław Lem. Ja zaś żywię ogromny sentyment do Stefana Grabińskiego, jako że po raz pierwszy zetknęłam się z jego nowelistyką na studiach. Nic dziwnego, iż piękne wznowienie opowiadań wybranych z kilku zbiorów pisarza wzbudziło mój olbrzymi entuzjazm. Pamiętacie jeszcze, jak czuje się dziecko odpakowujące gwiazdkowy prezent? Podobne uczucia towarzyszyły mi, gdy brałam w swe ręce tę znakomicie wydaną i pięknie ilustrowaną publikację.

Grabiński to mistrz słowa. Nie obawiam się użyć tego wzniośle brzmiącego sformułowania. Uważam bowiem, iż jego utwory najlepiej smakować niespiesznie, delektując się pięknem języka, poetyckością nastroju, niesamowitą atmosferą grozy. Największy sentyment mam oczywiście do opowiadań ze zbioru „Demon ruchu”, uznaję je za szczytowe osiągnięcia lwowskiego pisarza. Podobnie twierdził zresztą Stanisław Lem, który pisał: „Dobrze brzmią zwłaszcza te nowele (…), w których pierwiastek ponadnaturalny objawia się dyskretnie, w dwuznacznych upośrednieniach. Nic tak nie uszkadza grozy zaświata, jak pokazy, by tak rzecz, panoramicznie otwarte. (…) Jest więc pierwiastek niesamowity spokrewniony z silnymi jadami tym, że może działać podniecająco tylko w małych dawkach. Nieopatrznie dozowany, zabija – co prawda nie czytelnika, lecz same utwory.”

„Demon ruchu” to dziecko czasów, dawno odeszłych już w przeszłość, w których samotne pociągi sunęły po bezkresnych polach, zaś kolejarze mieli w sobie nutę romantycznego awanturnika. Fałszywe alarmy można było wziąć za ostrzeżenie z zaświatów, lokomotywy gubiły się na bocznych torach, a w przedziałach krążyły tajemnicze smoluchy. Autor, kreując tę przedziwną krainę, uderza w mocno ukrytą strunę nostalgii, grającą gdzieś głęboko w czytelniczym sercu. Porusza wyobraźnię subtelnie, acz mocno, bez uciekania się do tanich chwytów czy utartych zagrywek. I nadal, prawie sto lat po powstaniu dzieła, zaskakuje ono ową dyskretną niesamowitością, jakiej trudno szukać u pisarzy współczesnych, oraz niespotykanym dziś kunsztem języka.

W późniejszych utworach polski mistrz grozy po motywy okultystyczne sięga o wiele chętniej, czyniąc swe historie bardziej dosłownymi i przewidywalnymi. Nie umniejsza to jednak przyjemności z ich lektury, gdyż zdarzają się istne perełki, takie jak „Kochanka Szamoty”. Poza tym, powiedzmy sobie szczerze, w dzisiejszych czasach podróże Grabińskiego po nawiedzonych domach, w których natknąć się można na białego wyraka, okazują się niezwykle subtelne i nastrojowe. Nie potrzeba hektolitrów krwi i drapieżnych bestii, żeby stworzyć niepowtarzalną atmosferę grozy. Fascynują opowieści o drapieżnym i nieokiełznanym żywiole ognia, doprowadzającym bohaterów do szaleństwa. Niesamowity klimat mają legendy strażackie i gawędy kominiarskie. Jakże streścić w tak krótkim tekście owo olbrzymie bogactwo? Nie da się, szczerze powiem!

Grabińskiego wielokrotnie porównywano do mistrzów gatunku, takich jak Edgar Allan Poe czy Howard Phillips Lovecraft. Powyższe analogie są oczywiście jak najbardziej na miejscu, jednak polskiemu pisarzowi udała się sztuka, której potrafią dokonać jedynie nieliczni – stworzył własny, zapadający w pamięć styl, charakterystyczny i rozpoznawalny. Jeżeli znacie i cenicie jego twórczość, „Muzeum dusz czyśćcowych” będzie dla Was prawdziwym rarytasem, perełką księgozbioru. Wszystkich zaś, którzy cenią dobrą literaturę i piękne słowo, zachęcam do zapoznania się z utworami lwowskiego twórcy. Naprawdę warto!

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Vesper.

Wydawnictwo Vesper
Data wydania: 18 lipca 2018
Liczba stron: 576

Komentarze

Popularne posty