Jajko czy kura?

Wielu młodych rodziców z trwogą wyczekuje chwili, kiedy z ust ich pociech padnie pytanie: „Mamo, tato, a skąd się biorą dzieci?”. Raczej nie zdają sobie oni sprawy, iż udzielają odpowiedzi w kwestii, nad którą przez wiele stuleci głowiły się najtęższe umysły. Naturalnie przedstawiciele wszystkich kultur świata byli świadomi, że do poczęcia nowego życia potrzebny jest stosunek płciowy. Jednak jaką rolę odgrywa w nim kobieta, a jaką mężczyzna? Dlaczego potomstwo czasem przypomina swoich rodziców, a niekiedy dziedziczy cechy po dziadkach? Podobne zagadnienia okazywały się o wiele bardziej skomplikowane i nie umieli ich rozwikłać ani Arystoteles, ani Leonardo da Vinci.

Jeśli zadaniem książki popularnonaukowej jest przekazywanie wiedzy w sposób ciekawy i przystępny, to Edward Dolnick mistrzowsko wybrnął ze swojego zadania. Jego książka jasno i przejrzyście ukazuje, jak na przestrzeni wieków zmieniała się ludzka mentalność i jak ewolucja światopoglądu wpływała na stosunek ludzi poszczególnych epok do ich życia intymnego. Autor uświadamia nam również, że rewolucyjne odkrycia mogły okazać się niezwykle niebezpieczne, gdyż „nauka i religia się splatały, więc każde twierdzenie odnośnie do życia pociągało za sobą sąd o Bogu Stwórcy. Jedno zerknięcie przez mikroskop – i obserwacja naukowa mogła wywołać religijną wojnę”.

Dolnick nie stroni od ironii, zaś niektóre przywoływane przez niego zwyczaje naszych przodków mogą wywołać u czytelnika szczery uśmiech: „Najbardziej paląca kwestia dotyczyła tego, dlaczego niektóre stosunki seksualne kończą się ciążą, a inne nie. Ostatecznie niemal wszystko zostało wymienione jako ten jedyny czynnik decydujący o poczęciu: światło słoneczne, światło księżyca, tęcze, grzmoty, błyskawice, deszcz, syk kobry, woń gotowanego smoczego serca. Niezliczone historie koncentrowały się wokół spożywania konkretnych rzeczy, a czasami połykania czegoś, co wcale jedzeniem nie było. Zarówno w Chinach, jak i we Włoszech zjedzenie kwiatów prowadziło do zajścia w ciążę. (…) W Chinach dzieci sprowadzało połknięcie kamienia lub perły albo picie rosy, w Irlandii wypicie łez świętego, a w Indiach przygodne spożycie odchodów żurawia”.

Książka pokazuje dobitnie, jak przez wiele stuleci marginalizowana była rola kobiet w procesie powstania nowego życia. To mężczyzna zasiewał ziarno i tylko on decydował o tym, jaki kształt będzie mieć następne pokolenie. Powszechny wśród uczonych mizoginizm to jedno, inną kwestią jest wpływ rozwoju nauki na postępy w badaniach nad poczęciem. Dopiero wynalezienie mikroskopu sprawiło, iż przed naukowcami rozpostarły się zupełne nowe perspektywy. Mogli oni dostrzec przez szkiełko to, czego nie miało szans dojrzeć oko.

Rodzimych odbiorców zainteresują zapewne przytoczone przez Dolnicka badania Bronisława Malinowskiego nad mieszkańcami Wysp Trobrianda, nieznającymi pojęcia ojcostwa. Kobiety, według ich wierzeń, były zapładniane przez baloma („duchy dziecka”), wnikające do organizmu kobiecego w chwili kąpieli morskiej (baloma zamieszkiwały tamtejsze plaże). Podobne podejście miało swoje plusy: „Jak odkrył Malinowski, gdy mężczyzna powracał po roku lub dwóch nieobecności i okazywało się, że jego żona jest w ciąży, nikt nie reagował gniewem czy zaskoczeniem”.

Podsumowując, „Nowe życie” to bogato ilustrowany starymi rycinami wciągający przewodnik po świecie, który przeminął. Czy aby na pewno? Czy jesteśmy całkowicie wolni od przesądów dotyczących kwestii poczęcia dziecka? To pytanie pozostawię otwarte, a wszystkich miłośników książek popularnonaukowych zachęcam do sięgnięcia po publikację Edwarda Dolnicka.

Wydawnictwo Znak Horyzont
Tłumaczenie: Aleksandra Czyżewska-Felczak
Data wydania: 13 marca 2019
Liczba stron: 400
Recenzja ukazała się na stronie Lubimy Czytać.

Komentarze

Popularne posty