Być jak dziewczyna z konbini

Czy oglądaliście może ekranizację książki Davida Mitchella „Atlas chmur”? Jedną z postaci występujących w filmie jest Somni-451 - klon wyprodukowany na potrzeby sieci futurystycznych restauracji. Wprawdzie światu przedstawionemu w książce Sayaki Muraty daleko do tak ponurych wizji przyszłości, jednak automatyzm działania sklonowanych dziewcząt przywodził mi na myśl poczynania głównej bohaterki z konbini, zaś ona sama w mojej wyobraźni przybrała twarz Donny Bae grającej Somni.

Konbini to niewielkie sklepy całodobowe, zaopatrujące klientów w artykuły pierwszej potrzeby. Jeśli przenieślibyśmy się jakimś cudem do świata stworzonego przez Sayaka Muratę i zamienilibyśmy się w odwiedzającego ten punt konsumenta, spotkalibyśmy z pewnością miłą, uczynną ekspedientkę, wzorowo zarządzającą lokalem. Co by się jednak stało, gdybyśmy zobaczyli świat oczyma owej dziewczyny? Wejście do głowy Malkovicha z filmu „Być jak John Malkovich” było wyjątkowo ciekawym doświadczeniem. Gwarantuję Wam, iż wkradnięcie się w myśli niepozornej sprzedawczyni może być równie frapujące.

Keiko Furukura od najmłodszych lat nie potrafiła odnaleźć się w społeczeństwie. Jej sposoby radzenia sobie ze stresującymi sytuacjami, choć na swój sposób racjonalne (jak powstrzymanie bijących się chłopców przez uderzenie ich w głowę łopatą), wzbudzały konsternację wśród jej opiekunów. W końcu młoda dziewczyna doszła do wniosku, iż „należy zachowywać się jak fikcyjne stworzenie zwane normalnym człowiekiem, którego obraz wszyscy mają w głowach”. Swój azyl odnalazła we wspomnianym konbini, gdzie będąc jedynie trybikiem w mechanizmie sklepu, nie musiała obawiać się pytań o znalezienie stałej pracy, męża czy dziecko.

Możemy współczuć Keiko, może nas ona równie dobrze irytować. Trudno jednak pozostać wobec tej postaci obojętnym. Zastanowi pewnie niektórych, dlaczego osoba z tak wyraźnymi zaburzeniami rozwoju nie została za młodu odpowiednio zdiagnozowana. Na to pytanie odpowiedzi w książce nie znajdziemy, jednak widać wyraźnie, iż nasza bohaterka nie otrzymała odpowiedniego wsparcia zarówno od rodziny, jak i ze strony pedagogów.

Niewielką książkę Muraty pisaną prostym, wypranym z emocji językiem możemy potraktować jako niezobowiązującą lekturę na jeden wieczór. Gdy spojrzymy głębiej, dostrzeżemy krytykę społeczeństwa, w którym, żeby wejść między wrony, trzeba krakać tak jak one. Zbiorowisko klonów? Może nie w takim stopniu, jak u Davida Mitchella, jednak wymaganie od każdej jednostki, funkcjonującej we wspólnocie, żeby żyła według określonego wzorca, sprzyja powyższym analogiom.

„Dziewczynę z konbini” polecam z czystym sumieniem tym, którzy poszukują w literaturze czy filmie bohaterek nieszablonowych, oryginalnych, lecz niekoniecznie słodko szalonych jak filmowa Amelia. Jest tu nieco sarkazmu i ironii, jednak zakamuflowanej przez pozbawiony emocji sposób patrzenia głównej bohaterki. Czy możemy spodziewać się szczęśliwego zakończenia? To pytanie, pozwolicie, pozostawię otwarte.


Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Uniwersytetu Jagiellońskiego.


Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
Tłumaczenie: Dariusz Latoś
Data wydania: 15 marca 2019
Liczba stron: 144

Komentarze

Popularne posty