Apokalipsę poproszę*

Wyobraźcie sobie, że mamy XXXIV wiek. Wspomagana przez bionikę ludzkość rozpanoszyła się po całym kosmosie. Śmierć nie jest nam straszna, bez problemów podbijamy i kolonizujemy kolejne światy. I tylko dziwny twór w samym środku Wszechświata – strzeżona przez rasę Raieli Pustka spędza sen z oczu obywatelom Wspólnoty. Jedni chcą do niej pielgrzymować, inni – z nią walczyć. Jednym słowem, naprawdę nie wiadomo, z czym mamy do czynienia.

Peter Hamilton, najlepiej chyba znany fanom science fiction z trylogii „Pustka”, powraca w dylogii „Kroniki Upadłych” do stworzonego przez siebie uniwersum i dobrze nam znanych postaci. Czytelnicy, którzy pisarza lubią i cenią, nie powinni być zawiedzeni. Otrzymają bowiem ogromną dawkę świetnej rozrywki z niezwykle dynamiczną fabułą i mnóstwem zwrotów akcji. Oczywiście, wiele motywów z „Nocy bez gwiazd” to wielokrotnie powtarzane w literaturze i filmach schematy, jednak tak umiejętnie z sobą połączone, że ich wtórność nie przeszkadza w czerpaniu przyjemności z lektury.

W pierwszej części – „Otchłani bez snów” – poznajemy historię Nigela Seldona, jednego z założycieli Wspólnoty, który podobnie jak Maksym z „Przenicowanego świata” Strugackich przekona się, że przeprowadzenie rewolucji na obcych planetach do najłatwiejszych zadań nie należy. Tym trudniejsza jest to misja, jeśli odległy świat ma za sąsiadów niezbyt przyjaźnie nastawionych do ludzi Upadłych. Naturalnie można ich zaprosić na herbatkę, jednak trzeba się liczyć z tym, że przybysze razem z ciasteczkami skonsumują również gospodarza. Jeśli oglądaliście kultową serię „Obcy”, z pewnością dostrzeżecie podobieństwa. Mnie one w żadnym razie nie przeszkadzały, zaś atmosfera grozy była gęsta niczym londyńska mgła, pod osłoną której czyhał na swoje ofiary Kuba Rozpruwacz.

Fabuła obu części „Kroniki Upadłych” okazuje się niezbyt skomplikowana i o wiele łatwiej się w niej odnaleźć niż w trylogii „Pustki”. Zdecydowanie mniejsza liczba postaci oraz treści politycznych sprzyja większej dynamice akcji, trzymającej w napięciu od początku do końca. Cieszy również ograniczenie wątków erotycznych, które są bodaj najsłabszą stroną powieści Hamiltona. Kiedy pisarz zaczyna snuć opowieści o podbojach miłosnych swych bohaterów, przeistacza się w nieznośnego erotomana gawędziarza, a czytelnik pragnie momentami krzyknąć: „Kończ waść!”. Nie lękajcie się jednak, drodzy miłośnicy space oper, da się przez te fragmenty w miarę bezboleśnie przebrnąć.

Podsumowując, „Pustka” jest dziełem mniej szablonowym, aczkolwiek trudniejszym i bardziej wymagającym. „Kroniki Upadłych”, w szczególności druga część, to dynamiczna, przepełniona grozą jazda bez trzymanki oraz, jak już wcześniej wspominałam, świetna rozrywka. Jeśli chcecie się przekonać, jak wygląda apokalipsa Upadłych, sięgnijcie bez wahania po dylogię Hamiltona. Wcześniejsza lektura „Pustki” będzie mile widziana, aczkolwiek nie jest konieczna, by czerpać przyjemność z lektury „Otchłani bez snów” oraz „Nocy bez gwiazd”.

*„Apocalypse Please” Muse z płyty „Absolution”.

Wydawnictwo Zysk i S-ka
Data wydania: 28 stycznia 2019
Liczba stron: 882
Recenzja ukazała się na stronie Lubimy Czytać.

Komentarze

Popularne posty