Lud z krainy lodu

Chyba najlepiej książki o skutych lodem krainach czyta się z perspektywy zmarzlaka siedzącego w wygodnym fotelu z kubkiem gorącej czekolady. Jako osoba przedkładająca ciepłe pory roku nad zimnymi muszę się z tym stwierdzeniem całkowicie zgodzić. Zima potrafi być piękna, szczególnie jej północne oblicze, wciąż zachwycająco dzikie, surowe, pierwotne. Do owych mroźnych lądów prowadzi nas w swoich reportażach Ilona Wiśniewska: najpierw była to wyspa Spitsbergen, później północna Norwegia, teraz kolej na Grenlandię.

Tytuł książki jest dość przewrotny. Tym, co najczęściej kojarzy nam się z grenlandzką wyspą, jest lód – zbity kawał zamarzniętej wody. Autorka natomiast skupia uwagę na ludzie Grenlandii, którą w powszechnym mniemaniu zamieszkują osobnicy dzicy i nieprzystępni, zahartowani w bojach z nieprzyjazną przyrodą. „Nikt tu na ciebie nie czekał i raczej nie będzie tęsknił – pisze Ilona Wiśniewska. – Jesteś jedną z osób, którą oni spotykają na chwilę, więc się nie angażują, Ty też się nie angażuj, bo skrzywdzisz i ich, i siebie”.

Centralnym zagadnieniem nowej książki Wiśniewskiej jest próba zrozumienia grenlandzkiej tożsamości, która bardzo ucierpiała przez lata zależności od duńskiego zwierzchnika. Szczególnie mocno rozdarcie i zagubienie widać w przypadku dzieci wysłanych do szkół w Danii. Po powrocie często nie pamiętały własnego języka, tracąc tym samym poczucie przynależności do grenlandzkiej kultury i swojej rodziny. Autorka przygląda się ich problemom wnikliwie i z dużą empatią, lecz bez zbędnej ckliwości. Położenie Grenlandczyków okazuje się zaskakująco podobne do opisanej w reportażu „Hen. Na północy Norwegii” sytuacji Saamów. Cech wspólnych jest dużo więcej. Wiśniewska zwraca uwagę na rolę muzyki i sztuki w odbudowywaniu zagubionej tożsamości obu ludów. To pocieszające, iż mogą oni znów poczuć dumę ze swego kulturowego dziedzictwa. „Jesteśmy cisi, ale to nie oznacza, że jesteśmy słabi – stwierdza Grenlandka Karina. – Po prostu mówimy z innego miejsca w ciele”.

Lud Grenlandii cechuje z jednej strony duża swoboda i otwartość w kwestiach seksualności (jeden z rozmówców stwierdza: „Tu seks jest jak jedzenie, mówi się o nim bez zbędnego napięcia, uprawia się go otwarcie”), z drugiej – skłonności samobójcze: „Według największej grenlandzkiej gazety »Sermitsiaq« w 2016 roku w Grenlandii odebrało sobie życie siedem osób, o dziesięć więcej niż w 2015 roku (w rekordowym 1987 roku zarejestrowano sześćdziesiąt dziewięć samobójstw). W tej grupie było trzydziestu mężczyzn i dwanaście kobiet. Powodem do niepokoju jest to, że zabijają się coraz młodsi, zwłaszcza mężczyźni”. Jak pisać o tak pełnej sprzeczności wyspie?

Autorka podołała temu trudnemu zadaniu. Czytając „Lud”, odniosłam wrażenie, iż bardzo wnikliwie i z dużą wrażliwością przedstawiła nam mieszkańców mroźnego lądu. Wbrew cytowanym przeze mnie słowom wydawało mi się, że mocno przywiązała się do spotkanych tam Grenlandczyków. Trudno chyba nie żywić sympatii do ludu tak silnie związanego z naturą, choć bezustannie z nią walczącego. Szczególnie gdy przyglądamy się zamieszczonym w książce fotografiom, z których patrzą na nas piękne, wyraziste twarze mieszkańców północnej wyspy.

Po lekturze pierwszej i ostatniej książki Ilony Wiśniewskiej można zaobserwować, jak styl autorki ewoluuje. „Białe” miało w sobie mnóstwo przestrzeni, mroźnego światła i pustki. „Lud” jest natomiast bardziej osobisty, niekiedy wręcz intymny. Odpowiada mi taki kierunek rozwoju, zwłaszcza że nowa publikacja cechuje się większą spójnością i mocniej zapada w pamięć. Przyznam, iż wywarła ona na mnie największe wrażenie. Ciekawa więc jestem, jaki autorka wybierze kierunek dalszych podróży.

Wydawnictwo Czarne
Data wydania: 5 września 2018
Liczba stron: 232
Recenzja ukazała się na stronie Lubimy Czytać.

Komentarze

Popularne posty