“Piękno to bolesna rana” - Eka Kurniawan

Peter Greeneway nakręcił na początku lat dziewięćdziesiątych film “Dzieciątko z Macon”. Dlaczego ten obraz tak utkwił mi w pamięci? Ponieważ z jednej strony zachwycił mnie wysmakowanymi barwami oraz kadrami, jakie mogłby wyjść spod pędzla największych malarskich mistrzów. Z drugiej zaś ciągle nie potrafię ze spokojem obejrzeć “Dzieciątka…”, szczególnie wyjątkowo długiej sceny gwałtu. Jeśli chodzi o brutalność i dosłowność niewiele współczesnego kina dorównuje Greeneway’owi. Podczas lektury książki “Piękno to bolesna rana” skojarzenia z filmami kontrowersyjnego twórcy nawiedzały mnie wielokrotnie. Oczywiście były to bardzo luźne skojarzenia. Baśń, która chwilami gwałci mózg czytelnika i mocno nim poniewiera.

Eka Kurniawan był wielokrotnie porównywany do Marqueza oraz Murakamiego, a jego twórczość można bez większych wątpliwości zaliczyć do nurtu magicznego realizmu. Świat jego powieści to miejsce, gdzie rzeczywistość i magia splatają się ze sobą. Żywi współistnieją ze zmarłymi w swoistej symbiozie. Ci, którzy odeszli, mogą powrócić, żeby porozmawiać ze swą rodziną, spożyć z nią posiłek.

Warto oczywiście zauważyć, że uniwersum powieści Kurniawana przesiąknięte jest indonezyjskim klimatem i kolorytem. Czuć podobny nastrój w “Człowieku tygrysie”, ale przede wszystkim w nominowanej do Nagrody Bookera książce “Piękno to bolesna rana”. Jest to historia prostytutki Dewi Ayu, jej przodków oraz potomków. Ich losy oraz dzieje ogarniętego wojną, rewolucjami kraju splatają się ze sobą.

Historia targanej konfliktami Indonezji przypominała mi badzo losy głównej bohaterki, zmuszonej do uprawiania nierządu przez okupantów. Tym samym doszłam do mocno osobistego wniosku, że Indonezja jest kobietą. To kobiety okazywały się bowiem najbardziej pokrzywdzone w toczonych przez mężczyzn wojnach. To one były gwałcone przez będących aktualnie u władzy mężczyzn. Bolesnym doświadczeniem okazało się czytanie o podobnych zbrodniach, przyznać muszę.

O dziwo, coś w książce Kurniawana przyciągało mnie niczym magnes. Coś o wiele silniejszego niż odraza, która niejednokrotnie towarzyszyła mi podczas lektury “Piękna…”. Jakaś magia zmuszała do pochłaniania kolejnych stron, zatopienia się w powieści. Balansowanie pomiędzy baśnią a pornografią. Artysta musiał być wybitny, jeśli utrzymał się na tej cienkiej linie. Każdy gwałtowny krok w niewłaściwą stronę mógł oznaczać upadek w przepaść.

Możliwe, że elementem, który pozwolił zachować proporcje pomiędzy baśnią a dramatem, był humor. Na długo pozostanie mi w pamięci komunista, który w zaparte czeka na poranną gazetę, podczas gdy wokół gęsto ścielą się trupy. Niektórzy nazwaliby podobne żarty “śmiechem przez łzy”. Z całą pewnością, gdybyśmy mieli określić barwę poczucia humoru pisarza, byłaby ona czarna niczym najmocniejsza kawa.

Jestem pewna, że dzieła Kurniawana mogę polecić miłośnikom realizmu magicznego. Nie powinni być zawiedzeni. Być może jedynym, co ich rozczaruje, jest niewielka ilość książek indonezyjskiego pisarza dostępna w polskim przekładzie.

Wydawnictwo Literackie
Przekład: Polak Jędrzej
Data premiery: listopad 2016
Liczba stron: 520

Komentarze

Popularne posty