"Gnój" - Wojciech Kuczok

Bałam się tej lektury. Długo po nią nie sięgałam, bo tkwiła we mnie obawa, że nie udźwignę jej ciężaru. Kiedy po latach zdecydowałam się “Gnój” przeczytać, wspomniany lęk stał się obawami człowieka, będącego rodzicem małego dziecka. Człowieka, który trudno znosi przyzwolenie na bicie i poniżanie małej istoty.

Czy książka wywarła na mnie spodziewane wrażenie? Nie. Była ciężka, przyznaję. Świat, widziany z żabiej perspektywy, świat ludzi dorosłych, jawi się często jako wyjątkowo przykry, przytłaczający. To my - chciałoby się rzecz. My - dorośli. Jakże często odmawiamy dzieciom prawa do grzechów, które sami nagminnie popełniamy. Rodzinne szambo, gromadzące się pod fundamentami domostwa, by wybić i zalać swoim smrodem w najmniej oczekiwanym momencie. Czy “Gnój” można potraktować jako refleksję nad ułomnością natury ludzkiej, nad dorosłymi dziećmi, powielającymi błędy własnych rodziców? Czy może stanowić swoisty rachunek sumienia?

Opowieść wydaje się nieco złagodzona przez fakt, że jej autorem jest osobnik dojrzały, mówiący o rzeczach, które już się dokonały. Język, jakim się posługuje, jest wyjątkowo gładki, płynny. Przedstawia nam galerię indywiduów wszelakich. Bardzo polskich. Bardzo katolickich. To portrety nie tylko odrażające, ale i śmieszne, zniekształcone. Żyjące swoim małym domem, napompowanymi niczym gigantyczny balon wyobrażeniami o własnej wielkości. Ludzie wydmuszki. Można ich wystawić na stoisku wiejskiego jarmarku i sprzedać niczym wyjątkowe kuriozum. Może o ten efekt chodziło? Czy nie przeraża fakt, że istoty te, tak groteskowe, są zdolne wyhodować w swoim domu człowieka, pozbawionego racji bytu? Człowieka nikogo?

Podobało mi się zakończenie. Było dobrym, dosadnym domknięciem całej historii, a jednocześnie pozostawiało wiele furtek otwartych, równie dużo pytań nie otrzymało odpowiedzi. Wątpliwości, rodzące kolejne wątpliwości.

Nie mogę obiecać, że do każdego “Gnój” przemówi. Jestem jednak pewna, że jest to lektura warta poznania.

Komentarze

Popularne posty